sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział 18

            Kiedy Adzie wreszcie udaje się zamknąć na klucz drzwi do naszego domku, schodzi do mnie. Jest bardzo zdenerwowana. Dlatego boję się cokolwiek powiedzieć, żeby nie zdenerwować jej jeszcze bardziej. Ale rączka tak mnie boli, że nie mogę nie płakać. Cichutko łkam, zasłaniając oczka drugą łapką. Lecz ona wydaje się wszystko słyszeć. Jej spojrzenie jest takie groźne, że gdyby mogła zabijać, to już dawno bym nie żył.
            - Czego znowu płaczesz? – Ada gromi mnie wzrokiem.
            - Ała! – z mojego gardełka wydobywa się krzyk – rączka mnie boli!
            - To miało boleć – mówi przez zęby, po czym zapina mnie w foteliku.
Nie wiem, kiedy dojeżdżamy do szpitala. Ze snu wyrywa mnie stukot kroków, których w tym miejscu jest bardzo dużo. Po chwili moja niania wyjmuje mnie z samochodu. Znów niechętnie bierze mnie na swoje ręce i kierujemy się w stronę dużych drzwi. Na początku nie za bardzo rozumiem, gdzie jesteśmy. Dopiero po jakimś czasie zauważam, że Ada zabrała mnie do szpitala. Nigdy w takim miejscu nie byłem, więc trochę się boję. Jednak opiekunka nie zwraca na to najmniejszej uwagi. Zamiast tego podchodzi do dużej lady i pyta pani w białym fartuchu, czy może przyjąć nas jakiś lekarz. Jest nazbyt miła i zdenerwowana. To aż do niej nie podobne! Chociaż tutaj, w szpitalu nie może być dla mnie niedobra. Musi się opanować, żeby pan doktor nie uznał jej za złą mamę lub opiekunkę. Dopiero po jakimś czasie bardzo młoda pielęgniarka poprosiła nas do gabinetu.
            - Tylko spróbuj powiedzieć, że ja cię zepchnęłam ze schodów, to uduszę – mówi ledwo słyszalnym szeptem.
Czując rosnący w moim serduszku strach, potulnie kiwam główką. Niania czochra mnie po moich jasnych włoskach i lekko się uśmiecha. Tuż po wejściu do gabinetu ostrożnie zdejmuje ze mnie kurteczkę, którą wiesza na swoim krześle. Pan doktor podchodzi do mnie, oglądając bolące mnie miejsca.
            - Co się stało, młody człowieku? – pyta z uśmiechem.
            - Ja… ja… ja… się przewróciłem – odpowiadam powoli.
            - Podłoga była śliska, a ja nie zdążyłam mu o tym powiedzieć – do rozmowy włącza się Ada.
            - No, dobrze – lekarz znowu się uśmiecha – musimy zabrać cię na prześwietlenie.
Opiekunka bez słowa bierze mnie znowu na ręce, po czym idzie za panem doktorem. Nadal widzę, że nie jest z tego wszystkiego zadowolona. Dodatkowo mruczy pod nosem bardzo nieprzyjemne słowa, wobec mnie. Jej zdaniem jestem głupią łamagą, która nie potrafi sama zejść ze schodów. Wiem, że to nie jest prawda. Wiem również, że niania mnie nie lubi i opiekuje się mną, bo chce być blisko mojego taty. Jednak teraz nie mogę o tym myśleć, bo boję się badania. Wszyscy, poza Adą uśmiechają się tam do mnie i mówią, żebym się nie bał. Właściwie to nawet nie ma czego. Prześwietlenie nie boli.



###


            Kiedy pan doktor ma już wyniki moich badań, wracamy do jego gabinetu. Przez chwilę wpatruje się w zdjęcia moich kości i nie jest zadowolony. Mówi, że rączka jest złamana, więc będzie musiał założyć mi gips.
            - Czy mogłaby się pani skontaktować z jego ojcem? – pyta lekarz rzeczowo – musimy go powiadomić o wypadku synka.
            - Zaraz, zaraz… - niania sięga do swojej torebki – niestety nie wzięłam telefonu.
            - To nie dobrze… - pan doktor znów się zasępia – a może zna pani na pamięć?
            - Bardzo mi przykro – na twarzy mojej niani pojawia się udawany smutek.
Lekarz kiwa głową, nie mogąc zrozumieć, dlaczego niania nie może skontaktować się z tatą. Przecież to jest wręcz nie możliwe! Ona nie chce do niego zadzwonić, żeby nie wydało się, że mnie bije! Ada się po prostu boi!
            - To jak? – pan doktor przerywa milczenie – przypomni sobie pani numer telefonu taty chłopca?
            - Dobrze – opiekunka kapituluje dopiero po dłuższej chwili.
Jak się okazuje, ona wcale nie zapomniała swojego telefonu, tylko leżał na samym dnie jej torebki. Znajduje go więc, po czym dyktuje panu naprzeciwko szereg cyferek. Nie patrząc na nią mężczyzna wykonuje telefon. Informuje mojego tatusia o wypadku, po czym zaczyna zakładanie mi gipsu na rączkę. Trwa to zaledwie parę minut i tak zabawnie łaskocze! Śmieję się cichutko razem z panem doktorem. To wszystko wygląda tak, jakbyśmy byli dobrymi kolegami.
            - Na nóżkę założę ci tylko opatrunek i przepiszę maść – mówi do mnie – za kilka dni będziesz mógł chodzić.
            - Będę mógł chodzić?! – nie mogę uwierzyć w jego słowa.
            - Tak – lekarz znów się uśmiecha – a pani radzę lepiej zajmować się chłopcem.
Niania znów kiwa potakująco głową, chociaż ja wiem, że w środku się gotuje. Bierze jeszcze receptę na lekarstwa i zaczyna mnie ubierać.
            - A to dla ciebie – mówi pan doktor i podaje mi lizaka – za to, że byłeś taki dzielny.
Ada niechętnie patrzy, jak biorę słodycz od mężczyzny i go odpakowuję. W chwilę później znów bierze mnie na ręce. Później się żegna i wychodzimy. W drodze powrotnej nie zaszczyca mnie nawet jednym słowem. W sumie to nawet dobrze. Wsłuchując się w tą błogą ciszę, zasypiam.


###


            - Dzień dobry. – słyszę, gdy odbieram telefon – z tej strony Karol Łukasik. Lekarz chirurgii dziecięcej w szpitalu w Olsztynie.
Kiedy słyszę, kto i w jakiej sprawie do mnie dzwoni, stopy się pode mną uginają. Zostawiając synka pod opieką Ady, ufałem, że zajmie się nim najlepiej, jak potrafi. A tym czasem Maks ulega wypadkowi, bo poślizgnął się na niedawno umytej podłodze. Teraz mam szczerą ochotę ją udusić. Co za nieodpowiedzialna baba! Gdybym teraz był w domu, już dawno straciłaby pracę. Jednak nie ma nikogo, kto zająłby jej miejsce. Dlatego też muszę na razie się powstrzymać.
            - O co chodzi? – pytam po paru sekundach milczenia.
            - Pański syn złamał sobie rękę i skręcił kostkę – słyszę – według niani poślizgnął się.
            - Rozumiem – udaje mi się wykrztusić – czy to coś poważnego?
            - Na szczęście nie – mówi specjalista – chłopiec za parę dni będzie mógł chodzić.
Gdy słyszę, że mały szybko z tego wyjdzie, z mojego serca spada ogromny kamień. Nagle zdaję sobie sprawę, iż wypadek, któremu uległ Maks nie był celowy. W końcu jak można wytłumaczyć dziecku, że nie może biegać, kiedy podłoga jest mokra? Cała złość, jaka zrodziła się we mnie w stosunku do Ady opadła tak szybko, jak się pojawiła. Zrobiła wszystko, co mogła, aby udzielić małemu pomocy.
            - chłopiec pyta, kiedy pan wróci do domu – chirurg wyrywa mnie z dziwnego letargu.
            - Wrócę jutro – odpieram.
            - A więc do widzenia – mówimy w tym samym momencie.
Obracam w dłoniach miniaturowego Fiśla, którego kupiłem dla małego przed meczem. Z jednej strony cieszę się, iż niania udzieliła Maksowi pomocy, a z drugiej mam wobec niej poważne wątpliwości. Muszę się jej uważnie przyjrzeć – postanawiam.

            - Divis, zwijaj się – za drzwiami słyszę głos Ferensa – zaraz jedziemy!

wtorek, 18 czerwca 2013

Rozdział 17

- Cześć synku – mówi tatuś, kiedy wchodzi do mojego pokoiku.
            - Cześć – uśmiecham się swoim najładniejszym uśmiechem.
            - Muszę coś ci powiedzieć – tata ma bardzo smutną minę.
I wtedy wiem, że znowu coś się stało. Albo tata pokłócił się z mamą, tak jak wtedy, albo znowu musie wyjechać gdzieś daleko. Bardzo go kocham i chcę, żeby był ze mną cały czas. Już od jakiegoś czasu staram się mu przekazać, że Ada jest bardzo złą nianią, ale tata bardzo jej wierzy. To jakaś rodzina wujka Piotrka, więc tacie jest na pewno głupio ją zwolnić. Ale powinien zrobić to już bardzo dawno. Taki ktoś jak ona nie powinna się mną opiekować!
            - Coś smutnego się stało? – zadając to pytanie, robię bardzo duże oczka.
            - Nie, synku… - tata też posmutniał – muszę tylko wyjechać na weekend.
            - Znowu grasz jakiś ważny mecz? – o mało co nie udaje mi się rozpłakać.
            - Tak – tatuś uśmiecha się cierpko – ale przywiozę ci z niego coś fajnego.
            - A co? – moja ciekawość jest bardzo duża.
            - Zobaczymy – tatuś mierzwi mi włosy – na pewno będziesz zadowolony.
Już wiem, że wyjazd taty do Bydgoszczy nie będzie dla mnie taki trudny, jak tamten na południe. Wiem, że taka jest jego praca i nie mogę domagać się, aby został ze mną tutaj. Postaram się być dla Ady miły, żeby nie dała mu żadnej kary. To będzie bardzo trudne, ale zrobię to dla mojego taty. Chociaż znowu boli mnie brzuszek na myśl o niani, staram się nie dać tego po sobie poznać, ale tata wszystko widzi.
            - Co się stało, słonko? – tata pyta z troską.
            - Boli mnie brzuszek – odpowiadam cichutko.
            - Może zjadłeś coś, co ci zaszkodziło? – tata próbuje znaleźć przyczynę.
            - Chyba tak…
Boję się powiedzieć tatusiowi, jaki jest prawdziwy powód tej dolegliwości. Nie chcę, żeby przed takim ważnym meczem tata się zdenerwował, a jego drużyna przegrała. Myślę też, że nikt by mi nie uwierzył. Przecież Ada to taka fajna niania. Bardzo lubi dzieci. Właściwie to wszystko guzik prawda! Powiem tacie o tym, dopiero jak wróci, teraz nie chcę go denerwować.
            - Przyniosę ci tabletkę i powiem Adzie, żeby się tobą zajęła, dobrze?
            - To znaczy, że włączy mi bajki i będę mógł zjeść coś słodkiego? – pytam.
            - Jeśli poczujesz się troszkę lepiej, to oczywiście – tata znowu się uśmiecha.
W chwilę później bierze mnie na rączki i zanosi do salonu. Znów włącza moją ulubioną bajkę i przynosi butelkę z soczkiem. Całuje mnie jeszcze na pożegnanie, a potem mówi niani, żeby dobrze się mną zajmowała. Ada przytakuje z uśmiechem, po czym zamyka za tatą drzwi.


###


            - Katherina?! – z mojego gardła wyrywa się niepohamowany krzyk – Co ty tu robisz?!
            - Czekam na ciebie, nie widać? – ton jej głosu jest arogancki.
            - Czego tu jeszcze szukasz? – pytam sucho.
            - Hmm… pomyślmy… - moja była dziewczyna zamyśla się na chwilę – chcę się regularnie widywać z Maksem.
Tego było już za wiele! Nie było jej przez całe trzy lata, kiedy ja sam musiałem podołać obowiązkom w pracy i wychowaniu syna jednocześnie. Ona wolała ćpać, niż mi pomagać! Zostawiła nas obydwoje! Stojąc tak przed nią czuję się, jakby ktoś rozdzierał mi serce. Nie potrafię wybaczyć jej tego wszystkiego, co zrobiła mi i Maksowi. Gdybym mógł zabijać wzrokiem, moja była już dawno leżałaby na parkingu przed halą. Próbuję ją ignorować. Nie zaszczycając Kateriny spojrzeniem wyjmuję z bagażnika swoją torbę. Już mam udać się do autokaru, gdy matka mojego synka zatrzymuje mnie dosyć zdecydowanym ruchem.
            - Pozwolisz mi się z nim spotykać, czy mam to załatwić drogą sądową? – pyta, unosząc do góry brew.
            - Owszem – odpieram dla świętego spokoju – ale tylko w mojej obecności.
Nie mogę pozwolić na to, aby kiedykolwiek mały został sam na sam z tą ćpunką. Gdybym mógł być w domu tamtego dnia, gdy wzięła go na spacer, na pewno nie zgodziłbym się na to, co zrobiła. Z całą pewnością na pewno załatwiła sobie jakąś działkę. Cholera wie, co dokładnie łykała, ale jej wygląd na to wskazywał. Teraz jest wściekła. Niemalże udaje jej się podejść i podnieść na mnie rękę. Na całe szczęście z samochodów zaczynają wysiadać kolejni zawodnicy mojej drużyny. Jest więc zbyt wielu świadków, by mogła mi cokolwiek zrobić. A i bez tego jestem trzy razy silniejszy od tej wychudzonej narkomanki, więc po prostu bym jej nie pozwolił. Prędzej połamię jej te chude rączki, niż ona zrobi cokolwiek mi lub naszemu synkowi, do czego także jest zdolna.
            - Bujaj się, mała – mówię do niej z ironicznym uśmiechem.
W chwilę później oddaję swój bagaż i wsiadam do autokaru.


###


            - Maks, chcesz obejrzeć jeszcze jedną bajkę? – Ada pyta z uśmiechem.
            - Nie – odpowiadam krótko – chcę się pobawić.
            - To idź do swojego pokoju – niania czochra moje włosy – a ja zaraz dołączę.
Potulnie kiwam główką, po czym idę do swojego pokoju. Nie zamykam jednak drzwi, żeby nie złościć swojej opiekunki. Wcześniej już kilka razy dała mi za to klapsa. Dlatego nie chcę jej denerwować. Nie mam ochoty na to, żeby znowu siedzieć w łazience, albo iść spać, gdy na zewnątrz jest jeszcze jasno.
            Po wejściu do pomieszczenia zdejmuję z najniższej półki klocki. Wysypuję je z pudełka, a potem zaczynam budować dużą wieżę. To dla mnie, taty i mamy. Żebyśmy mogli wspinać się tam w wolnych chwilach. Chcę, żeby mama i tata opiekowali się mną razem. Żeby więcej się nie kłócili też. Nagle słyszę, że z kuchni dobiegają jakieś dźwięki. To Ada rozmawia przez telefon.
            - …
            - Tak, byłam już u tego psychologa - Ada mówi do słuchawki.
            - …
            - Jak to co? Jakieś zaburzenia psychiczne – wyznaje – muszę wykonać dokładne badania…
            - …
            - Pójdę już nie długo – obiecuje – a teraz wybacz, muszę iść do małego.
To, co udało mi się przed chwilą usłyszeć, budzi we mnie jeszcze większy strach. Chociaż wiem, dlaczego Ada tak się zachowuje, myślę, że nie ma do tego prawa. Nie jestem jej synem, żeby mogła tak mnie bić! Muszę powiedzieć o tym tacie, jak tylko wróci. Albo nie! Mam dużo lepszy pomysł! Narysuję wszystko na kartce z bloku! Wiem, jak będzie wyglądał rysunek, ale nie dokładnie. Nie mogę się nad nim dłużej zastanowić, bo Ada wchodzi do mojego pokoju. Widząc, że dobrze się bawię, uśmiecha się. Znowu jest dla mnie bardzo miła.
            - Może chcesz iść na spacer? – pyta, siadając obok mnie.
            - A ulepimy bałwana? – podchodzę do niani i siadam na jej kolanach.
            - No dobrze – Ada szybko się zgadza – przygotuję marchewkę, a ty szybko posprzątaj.
Znowu kiwam główką na znak, że zrozumiałem, o co jej chodzi. Patrzę, jak ona opuszcza mój pokój i szybciutko burzę zbudowaną wierzę. Wszystkie klocki ponownie lądują w pudełku, które po chwili stawiam na półce. Właśnie mam iść do kuchni, kiedy wraca moja niania. Ze sztucznym uśmiechem komunikuje mi, gdzie czeka marchewka na nos dla bałwana i zaczyna mnie ubierać. Żeby jej nie utrudniać, szybko robię to, co mi każe, więc po paru minutach jesteśmy gotowi.
            - Ada? – staram się ją zagadnąć, kiedy zamyka drzwi – mogę wrócić po marchewkę?
            - Nie! – niania podnosi głos.
            - Ale bardzo cię proszę – mówię, prawie płacząc – jemu będzie smutno.
Niania nie odpowiada już nic. Przerywa na chwilę zamykanie drzwi do naszego mieszkania i popycha mnie mocno. W zawrotnym tempie spadam ze schodów. Kiedy ląduję gdzieś między piętrami, z mojego gardełka wyrywa się głośny płacz.
            - To boli! – łkam, zasłaniając się rączką, która wydaje się zdrowa.
            - No to super. – słyszę schodzącą do mnie nianię – teraz muszę zabrać cię do szpitala, gówniarzu.


sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 16

Już gorzej być nie może! Najpierw kłótnia z tym burakiem, Hainem, a potem wrzeszcząca Katherina! Skąd ona w ogóle się tu wzięła? I jeszcze zabiera Maksa na spacer? To naprawdę jakaś paranoja! Jestem wciekły, chociaż ze względu na syna muszę stłumić swoje emocje. Nie chcę po raz kolejny pokazywać Maksowi swojej impulsywności, której i tak się boi.
            - Tatuś, a jak mama tak krzyczała, to znaczy, że już mnie nie kocha? – chłopiec pyta ze łzami w oczach.
            - Nie, synku – odpowiadam cierpliwie – mama krzyczała, bo wzięła bardzo silne lekarstwa.
Owe „lekarstwa” wcale nie są prawdą. Muszę mu tak powiedzieć, ponieważ i tak nie zrozumie, co oznacza bycie narkomanem, którym Katherina bez wątpienia jest. Już wiele razy próbowałem namówić ją na leczenie. Chciałem, aby zrobiła to dla naszego syna, którego przed paroma laty nosiła pod sercem. Jej jedyna przerwa od prochów miała miejsce podczas ciąży. Dlatego jest mi przykro, że pojawia się po prostu znikąd, a do tego grozi mi odebraniem syna.
            - To znaczy, że mama jest chora? – Maks zadaje mi to pytanie, gdy już dochodzimy.
            - W pewnym sensie. – ucinam, po czym pomagam małemu pokonać ostatnie stopnie.
Bezszelestnie otwieram kluczem drzwi naszego mieszkania. Razem z moim synkiem wchodzimy do środka. Od razu kieruję się do jego pokoju, gdzie zdejmuję z niego ciepłe ubranka. „ Chociaż umiała ciepło go ubrać” – myślę, kiedy rozwiązuję czapeczkę synka.
            - Chcesz położyć się w moim łóżku? – pytam, wieszając w szafie jego kurtkę.
            - Taaaak! – reakcja Maksa jest natychmiastowa.
            - No to śmigaj – mówię z uśmiechem na ustach – a ja przyniosę ci herbatkę.
Zanim najgrzeczniejsze dziecko, jakie kiedykolwiek widziałem, wybiega ze swojego pokoju, przytula się jeszcze do mnie. Znów trwamy w naszym przyjacielskim uścisku, czując, że tak naprawdę jesteśmy dla siebie jedynymi bliskimi osobami i nie wolno nam się od siebie oddalić. Dopiero po jakimś czasie chłopiec w podskokach biegnie do mojej sypialni. Z dziecięcą radością wdrapuje się na łóżko i cichutko kładzie. Ja w tym czasie kieruję swoje kroki do kuchni, gdzie nastawiam wodę na herbatę dla malca.
            - Zjesz obiad? – pyta stojąca przy kuchence Ada.
            - Dziękuję, nie jestem głodny – mówię oschłym tonem.
            - Stało się coś? – opiekunka Maksa jest dosyć zdziwiona.
            - Owszem – potwierdzam, zakręcając butelkę małego – musimy porozmawiać.
Nie tłumacząc, jaki będzie temat owej rozmowy wychodzę z kuchni. Szybkim krokiem wracam do swojej sypialni, gdzie Maks powoli zasypia. Lekko potrącam jego ramię, po czym podaję butelkę z ciepłą herbatą. Pewnie zmarzł podczas spaceru ze swoją wspaniałą mamusią, więc teraz to ja muszę zadbać o to, aby znowu się nie rozchorował. Tamta sytuacja była dla nas ciężka, dlatego wolę jej uniknąć. 
            Mały z ochotą wypija ulubiony napój, a po odstawieniu butelki na szafkę nocną, ponownie układa się do snu. Jego powieki zamykają się prawie natychmiast. Uśmiecham się delikatnie na widok spokoju, który maluje się na twarzy maluszka. Całuję synka w czoło, po czym wracam do kuchni. Rozmowa z Adą jest nieunikniona. I chociaż wcale nie mam na nią ochoty, wiem, że muszę się z tym uporać.
            - Skąd miałaś pewność, że kobieta, która się tu pojawiła, jest matką Maksa?
            - Pokazała nam wasze wspólne zdjęcie – Ada odpiera zakłopotana.
            - Nie przypuszczałaś, że to może być fotomontaż? – wciąż jestem oschły.
            - Co mają na celu twoje pytania? – niania jest nadal zdezorientowana.
            - Pozwalasz wejść do mieszkania obcej kobiecie. Dajesz jej pod opiekę mojego syna. – wyliczam kolejne powody – a poza tym, kiedy wracam do domu, ty próbujesz się ze mną przespać. Nie sądzisz, że powinienem cię za to zwolnić?
W pomieszczeniu panuje teraz krepująca cisza, przerywana jedynie obijaniem się drewnianej łyżki o wnętrze garnka. Ada jak zahipnotyzowana patrzy w naczynie, zupełnie nie zwracając uwagi na moją osobę.
            - Chyba coś do ciebie mówię – oznajmiam, podchodząc do niej.
            - Ciekawe, co mam odpowiedzieć? – jej dezorientacja gdzieś się zagubiła.
            - Ja mam ci mówić, co wypada zrobić w takiej sytuacji? – złość na nią cały czas się wzmaga.
            - Dobrze. – opiekunka kapituluje – obiecuję poprawę i będę lepiej opiekować się małym.
Chociaż to nie jest do końca to, co chciałbym usłyszeć, nie mam siły się z nią kłócić. Jeśli ją zwolnię, nie będzie miał kto zaopiekować się Maksem, co ułatwi mojej byłej dziewczynie uzyskanie opieki nad małym. A tego naprawdę wolałbym uniknąć.
            - To twoja ostatnia szansa – mówię jeszcze, po czym wracam do synka.



###


            Dzisiaj znowu jest bardzo zimno, ale mi i tacie zupełnie to nie przeszkadza. Właśnie jedziemy na halę, gdzie tatuś i jego koledzy mają zagrać mecz z drużyną z Warszawy. Właściwie to jeszcze nigdy nie byłem na takim prawdziwym meczu. Czasami tatuś zabiera mnie na treningi, ale to nie jest to samo, co na prawdziwym meczu, kiedy w hali jest dużo ludzi i wszyscy kibicują drużynie taty. Pierwszy raz będę miał okazję zobaczyć coś takiego! Już nie mogę się doczekać!
            - A prawda, że wy dzisiaj wygracie? – pytam uśmiechnięty.
            - Zrobimy wszystko, żeby tak było – tata czochra moje blond włoski.
            - A ja będę trzymał bardzo mocno kciuki – chwalę się.
Tata też uśmiecha się szeroko. Widać, że ma naprawdę dużą motywację, żeby wygrać. Dla mnie, dla swoich kolegów, dla wszystkich kibiców. To chyba musi być fajne, skoro tata tak lubi chodzić na treningi i na mecze.
            Po paru minutach jazdy olsztyńskimi drogami jesteśmy już na miejscu. Tata pomaga mi wysiąść, a potem razem idziemy do szatni. Część zawodników gotowa na wyjście słucha trenera, a część dopiero co się przebiera. Tatuś wita się z nimi wszystkimi i też zaczyna zmieniać strój. W między czasie słucha, jaka taktyka ma obowiązywać w dzisiejszym meczu. Przyznam, że naprawdę nic z tego nie rozumiem. Jestem jeszcze zbyt mały. Ale może kiedyś poproszę tatusia, żeby powiedział mi, co to wszystko oznacza.
            - no to idziemy na rozgrzewkę, panowie – mówi trener, po czym opuszcza szatnię.
            - Tatuś, a będę mógł znowu siedzieć na ławce? – pytam cicho.
            - Chyba tak… - tata nie jest pewny, czy na pewno ma rację – ale jak nie to usiądziesz z dzieciakami wujka Piotrka, dobra?
            - Dobra! – zgadzam się szybciutko, a potem idziemy na salę.



###


            Na meczu jest bardzo dużo fajnych emocji, które powodują radość na mojej buzi. Nie udało mi się co prawda zająć miejsca na ławce dla rezerwowych, ale towarzystwo moich kolegów też jest super. To oni tłumaczą mi, co  dokładnie dzieje się na boisku. Jeszcze nie wszystko rozumiem, więc tak jest nawet łatwiej. Ale jak szybko zaczęli mi tłumaczyć, tak szybko muszą skończyć. Właśnie rozlega się ostatni gwizdek pana sędziego, który kończy mecz. Chłopcy pokazują mi tablicę wyników, z której wynika, że wygrała drużyna tatusia.
            - Gratuluję! – wołam do taty tuż po zakończeniu.
            - Dziękuję, synku – tata od razu bierze mnie na rączki.
Po chwili podchodzi do nas taki siwy pan w okularach i prosi tatę, żeby udzielił wywiadu przed kamerą. Kiedy już wydaje mi się, że tata odstawi mnie na podłogę i każe pobawić się z dziećmi, jestem zaskoczony. Zamiast zostawić mnie na boisku, tatuś bierze mnie ze sobą, co oznacza, że razem będziemy w telewizji.
            - Co możesz powiedzieć o dzisiejszej grze zespołu z Warszawy? – pyta reporter.
            - Gra siatkarzy Politechniki nie była najlepsza. Zabrakło w niej precyzji przy wykonaniu podstawowych elementów – mówi zmęczony tatuś.
Po tym pytaniu tata odpowiada na następne, ale ja już nie słucham. I tak nic nie rozumiem, a poza tym ten wywiad to dla mnie tylko strata czasu. Denerwuje nie trochę, że zamiast iść już z tatą do domku, musimy tu tkwić. Ale taka jest jego praca i już nie raz mi o tym przypominał.
            - A ty, co chcesz powiedzieć? – siwy mężczyzna zwraca się do mnie.
            - Że… że… - nie mogę wydusić z siebie słowa – że gratuluję tatusiowi wygranej i bardzo go kocham – mówię bardzo ostrożnie.

            - Ja ciebie też kocham – tata szepcze podczas drogi do szatni – i jesteś najwspanialszym synem na ziemi.