niedziela, 14 lipca 2013

Rozdział 19

Zmęczony podróżą wchodzę do mieszkania. Starym zwyczajem rzucam torbę tuż przy drzwiach, po czym kieruję się do salonu. Na swoim ulubionym krzesełku siedzi Maks i coś rysuje. Niezauważony spoglądam maluszkowi przez ramię i nie mogę się domyślić, co jest na owych rysunkach. W każdym bądź razie musiało stać się coś złego, skoro mały rysuje same wykrzywione i smutne twarze.
            - Cześć, synku – zaczynam cicho, aby go nie wystraszyć – jak się czujesz?
            - O, tatuś! – chłopiec rzuca mi się na szyję – jeszcze troszkę mnie boli…
Uśmiecham się, z czułością tuląc do siebie trzylatka. Przez te parę dni nieobecności w domu, bardzo się za nim stęskniłem. Wiem, że małemu również brakowało naszej wspólnej zabawy, a do tego ten wypadek. W podróży dużo o nim myślałem. Po jakimś czasie zacząłem gubić się w swoich domysłach. To był rzeczywiście niezamierzony wypadek, czy może Ada maczała w tym palce? Sam nie wiem… wolałbym, aby sprawdziła się pierwsza opcja. Mam jakieś dziwne przeczucie, iż niania nie jest wcale taka dobra, jaką udaje. Coś mi tu nie gra… jednak brak kogoś innego na jej miejsce skutecznie mnie unieruchamia. Nie mogę zabierać Maksa na każdy trening. Nie może również zostać sam w domu. A ja? Ja jestem wręcz bezradny. Gdybym chociaż mógł jej udowodnić, że źle zajmuje się moim synem. Właśnie… gdybym tylko mógł!
            - Czemu jesteś smutny? – z zamyślenia wyrywa mnie pytanie synka.
            - Nie jestem smutny – mówię, siląc się na uśmiech – tylko zmęczony.
Wydaje się, że chłopiec w pełni rozumie, co do niego mówię. Nie mogę przecież mu pokazać, że coś mnie trapi. Maks jest zdecydowanie za mały, aby to wszystko zrozumieć. Chociaż już rozumie bardzo wiele… Nie chcę jednak teraz o tym myśleć. Zamiast dalej użalać się nad czymś, czego nie potrafię udowodnić, sadzam Maksa na sofie. Sam natomiast kieruję się do przedpokoju, gdzie w jednej z bocznych kieszeni znajduje się obiecana zabawka mojego synka. Czym prędzej wyjmuję ją, po czym chowam za plecami. W okamgnieniu wracam do pokoju. I co widzę? Maks jest jakiś dziwnie radosny, a w jego oczkach znajdują się dziwne iskierki. Zupełnie, jak gdyby ktoś zdążył go rozśmieszyć, nim ponownie stanąłem w progu salonu.
            - Masz coś dla mnie? – pyta zaciekawiony trzylatek.
            - Oczywiście – odpowiadam natychmiast – przecież ci obiecałem.
            - To pokaż! – mały jest dzisiaj dziwnie niecierpliwy.
Czym prędzej daję mu uśmiechniętego bydgoskiego królika. Chłopcu nadal świecą się oczy, a radość, jaką udało mi się sprawić małemu udziela się także mnie. Przez ten krótki moment jestem naprawdę szczęśliwy i cieszę się, że mam synka. Chociaż jest coś, co mnie martwi. Odkąd zobaczyłem rysunki mojego synka, nie dają mi spokoju. Mam  dziwne wrażenie, że chłopiec czegoś się boi.
            - Słońce – zwracam się do malca – kto jest na tych rysunkach?
            - To chłopiec, który mi się śnił w nocy -  mówi bardzo wiarygodnie – niania go nie lubi, więc go bije i zamyka w łazience.
            - I ten chłopiec bardzo się boi? – domyślam się.
            - Nawet nie wiesz, jak – mój syn poważnieje – tutaj – wskazuje na rysunek – niania popchnęła go ze schodów i zrobił sobie ała…
Coś mi się tutaj nie podoba. Ciężko będzie wyciągnąć z małego, co tak naprawdę się dzieje. Chociaż może nie do końca mały coś przeżywa. Może czegoś się boi i stąd jego straszne sny? A może widział coś, co zapamiętał, dlatego się tak męczy? W każdym bądź razie zmuszony będę przycisnąć Adę, żeby cokolwiek powiedziała. Ale jak znam życie, niczego się od niej nie dowiem. Jednego jestem jednak pewien. Muszę zacząć poszukiwania nowej opiekunki dla syna, bo jak tak dalej pójdzie, to będzie bardzo źle.
            - Maks, czy Ada jest dla ciebie niemiła albo cię bije? – postanawiam zadać chłopcu to pytanie.
            - Nie… - maluszek nie jest pewien swojej odpowiedzi.
            - Na pewno? – staram się jeszcze upewnić.
            - Tak – Maks odpowiada bardzo zdecydowanie – naprawdę, nie martw się, tatusiu.
Skoro malec nie mówi na Adę złego słowa, to chyba wszystko jest w porządku. Ja jednak nadal mam wątpliwości co do wspomnianych rysunków, a także do zachowania niani. No cóż. Będę musiał jakoś inaczej sprawdzić, kto tak naprawdę zajmuje się moim synem.


###


            - Maks! Maks! – wołam, opuszczając łazienkę.
            - Co się stało, tatusiu? – chłopiec pojawia się w przedpokoju.
            - Idziemy dzisiaj odwiedzić mamę – komunikuję – idź szybko do pokoju, a ja pomogę ci się zaraz ubrać.
W oczach mojego synka maluje się nie mała radość. Jest ona dokładnie taka sama, jak tamtego dnia, gdy podarowałem mu maskotkę. Aczkolwiek zupełnie nie dziwi mnie zachowanie mojego synka. Kocha swoją mamę i to nic dziwnego, że chce spędzać  z nią czas. Jestem do niej co prawda uprzedzony, ale nie mogę zabronić tego Maksowi. Wolałbym jednak ustrzec go przed humorkami Kate. Odwiedzi synka kilka razy, a potem wyjedzie, znowu nas zostawiając. Tak samo, jak zrobiła to zaraz po narodzinach małego.
            Nie mija nie wiele ponad 30 minut, a my już stoimy przed drzwiami jej kawalerki. Pukam szybko, nie mając większej ochoty na to, by stać na korytarzu. Na całe szczęście moja była dziewczyna nie wystawiła nas. Już w chwilę później pomagam Maksowi zdjąć kurteczkę i resztę wierzchniej odzieży, przekazując go jego mamie. Sam również pozbywam się kurtki oraz butów, dołączając do byłej i syna. Jaki piękny mógłby to być obrazek, gdybyśmy tworzyli pełną rodzinę. Niestety ja nigdy już do niej nie wrócę, bez względu na to, czy się zmieni, czy też nie. Sprawa od trzech lat jest przesądzona. Katherina wybrała prochy, zamiast mnie i swojego synka, więc nie jestem w stanie dać jej już kolejnej szansy. Zmarnowała ich wiele. Naprawdę wiele.
            - Napijecie się czegoś? – Katherina przerywa długie milczenie.
            - Kakauko, ja chcę kakauko! – Maks krzyczy z radością.
            - A ty? – to pytanie skierowane jest do mnie.
            - Chętnie wypiję herbatę – mówię zdecydowanie – zmarzłem.
W chwilę później widzę, jak ruda głowa Katheriny znika w kuchni, w celu przygotowania ciepłych napojów dla mnie i Maksa. Ja tym czasem z synkiem na kolanach rozglądam się po pomieszczeniu. Kawalerka, którą zapewne wynajęła, jest niczego sobie. Całkiem gustownie urządzona i można się tu świetnie zadomowić. Nie mija kilka minut, a właścicielka jest już z nami w salonie. Uśmiecha się do Maksa, raz po raz opowiadając mu śmieszne historie.
            - chcesz pójść do mamy? – nagle przerywa opowiadanie następnej „bajki”.
            - Tak! Tak! Tak! – maluszek znów jest ucieszony.
            - No to chodź – spojrzeniem prosi mnie, abym podał jej Maksa.
Szybko spełniam jej niemą prośbę i po chwili tuli w ramionach owoc naszej miłości. Naszego Maksa. I znów to wszystko pięknie brzmi… Niestety w rzeczywistości jest inaczej. Ta podła hipokrytka dba tylko o siebie, o nikogo więcej.
            - Lukas, mogę prosić cię na słówko? – pyta dosyć nagle.
            - To coś poważnego? – znów nachodzą mnie wątpliwości.
            - Obawiam się, że tak… - mówi dość niepewnie.

Nie oglądając się na mnie, sadza Maksa w fotelu, po czym okrywa go kocem. Podaje mu jeszcze kubek kakao, które nie jest już wrzące. Włącza mu również ulubione bajki, by po chwili skierować się ze mną do kuchni. Co ona znowu wymyśliła? Tego tak naprawdę nie wie nikt…


###

Witam wszystkich w kolejny wakacyjny wieczór! 
To ostatni rozdział przed moim wyjazdem na wakacje. Już w czwartek pędzę do Italii, gdzie zupełnie nie będę mieć możliwości wstawiania nowych odcinków. Kochane, mam do Was jedną prośbę. Jeśli nie czytacie już tego opowiadania, proszę, żebyście mnie o tym poinformowały. Przestanę wówczas zaśmiecać Wasze GG powiadomieniami o nowościach, a przy okazji zaoszczędzę czasu na to, by je wysłać. 
To tyle ode mnie! Trzymajcie się ciepło i do napisania w sierpniu!