sobota, 7 września 2013

Rozdział 24

Czas w Gdańsku pędzi, jak z bicza strzelił. Ledwo udało nam się dojechać na miejsce i przespać, a już musimy ganiać po hali. Nie, żebym tego nie lubił, ale dzisiaj chętnie zostałbym w łóżku i zwyczajnie odpoczął. Jednak trener Panas nie zna czegoś takiego, jak odpoczynek. Uważa, że skoro dał nam czas na sen od razu po przyjeździe, to teraz naszym zakichanym obowiązkiem jest stawienie się na treningu. Chociaż bardzo mi się nie chce, zwlekam z łóżka i ubrany w strój treningowy pędzę do hali, która jest połączona z naszym hotelem. Maks śpi tak słodko, iż postanawiam go nie budzić. Zabieram jedynie klucz do naszego tymczasowego lokum, po czym wybiegam. Nie chcę się spóźnić, bo to wiąże się z dodatkowymi metrami wokół boiska lub dodatkową godziną na siłowni. Nie mogę sobie jednak pozwolić na coś takiego, bo jak Maks się obudzi, a ja nie będę długo wracać, to chłopiec po prostu się wystraszy. Ostatnio miał dosyć stresów związanych ze swoją opiekunką, a ja nie chcę mu dokładać kolejnych.
            - Ooo… Ty też pędzisz na trening? – na korytarzu spotykam naszego libero.
            - A mam inne wyjście? – odpowiadam pytaniem na pytanie.
            - Chyba nie… - Michał zamyśla się na moment – w przeciwnym razie Panas da nam popalić.
            - No właśnie – przyznaję koledze rację – mam nadzieję, że na jakimś roztrenowaniu się skończy.
Żurek się tylko uśmiecha. Poklepuje mnie po ramieniu, gdy dowiaduje się, że zostawiłem syna samego w pokoju i poszedłem na zajęcia. Trochę się o niego martwię, ale to mądry chłopiec. Zapewne domyśli się, że musiałem zwyczajnie wyjść. Jednak mam z tego powodu wyrzuty sumienia. Dlatego marzę, aby ten nieszczęsny trening skończył się, zanim zdąży się zacząć.
            Moje marzenie o szybko zakończonych zajęciach spełnia się. Dzisiaj pracujemy na całe szczęście z trenerem przygotowania fizycznego i już po 45 minutach ćwiczeń w siłowni dostajemy wolne. Jak na skrzydłach wracam do swojego pokoju. Po cichu otwieram drzwi naszego lokum i czuję niemałą ulgę: mój kochany synek jeszcze śpi. To oznacza, że nie zauważył, że przez te parę minut mnie nie było. Z racji tego, iż po zajęciach otrzymaliśmy trochę czasu, postanawiam się jeszcze położyć. Już prawie udaje mi się zasnąć, gdy budzi się Maks. Chłopiec przez chwilę mi się przygląda, po czym przytula do mnie.
            - Cześć tatuś – malec uśmiecha się rozbrajająco.
            - Cześć, słonko – odpowiadam – dobrze spałeś?
            - Bardzo dobrze – słyszę.
Przez chwilę leżę na dużym łóżku, tuląc w ramionach najwspanialszego trzylatka na świecie. Po raz kolejny uświadamiam sobie, że to jedyna bliska mi osoba i bardzo go kocham. Jednocześnie żałuję, iż pozwoliłem koledze z drużyny wyżywać się na niewinnym maluszku. Wtem przychodzi mi do głowy pewien pomysł, który natychmiast postanawiam przedstawić synkowi.
            - Chcesz wiedzieć, co udało mi się wymyślić? – pytam mojego małego szkraba.
            - No jasne! – teraz Maks siedzi z oczekiwaniem na łóżku.
Nie zwlekam więc dłużej i natychmiast opowiadam synkowi, co chcę zrobić. Maluszek jest zachwycony, że kupimy dziś w sklepie bitą śmietanę, którą w nocy wysmarujemy tego wapniaka. Oczywiście przestrzegam synka, iż Hain nie może nawet nic przeczuwać. Maks w lot pojmuje to, o co go proszę i bardzo się cieszy na ten nocny kawał.
            - A to za to, że on mi tak dokuczał, prawda? – naraz słyszę jego słodki głosik.
            - Dokładnie tak – potwierdzam – a teraz zmykaj do łazienki się ubrać.
Chłopiec posłusznie biegnie do łazienki, gdzie samodzielnie się ubiera i myje zęby. Nie mija więcej, niż pięć minut, a Maks stoi przy mnie. Całuję chłopca w czoło, a potem przygotowuję torbę z meczowym ekwipunkiem. Już zastanawiam się, czy uda nam się zagrać tak, jak oczekuje tego trener. Trefl jest zespołem, który prezentuje podobny poziom do naszego, ale to wcale nie musi odzwierciedlać tego, co wydarzy się dzisiaj. Kiedy wkładam ostatnie rzeczy do mojej torby, daję małemu znak, żeby wkładał kurtkę i buty. W chwilę po tym schodzimy do holu, gdzie czeka już reszta zespołu. Opatuleni w klubowe kurtki kierujemy się do Ergo Areny.


###


            Mecz przeciwko gdańskiemu Lotosowi kończy się naszą porażką. Zawodzimy w nim na całej linii. Nie dość, że nie wychodzi mi dziś atak, to jeszcze ten matoł Hain bez przerwy oskarża mnie, że nie potrafię obronić ani jednej piłki. Z wisielczymi humorami wracamy do hotelu, aby spakować się i zdrzemnąć jeszcze przed wyjazdem. Jednak ja i Maks wcale nie zamierzamy spać. Zamiast tego, przygotowujemy naszą śmietanę i czekamy, aż ten kretyn zaśnie. Jednak nasze oczekiwanie nie jest zbyt długie. Po kilkunastu minutach od powrotu dostajemy od Sobali informację, że Hain już śpi. Szybko mówię o tym synkowi. Mały od razu staje przy drzwiach hotelowego pokoju,  a ja zabieram nasze narzędzia. W okamgnieniu docieramy do lokum moich kolegów. Wojtek otwiera nam, zanim zdążę zapukać.
            - Chciałbym widzieć jego minę – środkowy śmieje się do mnie.
            - Uwierz, że ja też – odpowiadam.
Nie czekając na to, aż kolega nas zaprosi, wchodzimy do środka. Razem z małym podchodzimy do właściwego łóżka, a co za tym idzie przystępujemy do akcji. Proszę Maksa o to, aby przytrzymał łapę tego wielkoluda, a sam nakładam na jego dłoń śmietanę.
            - Teraz połaskocz go pod nosem – mówię, a mały natychmiast spełnia moją prośbę.
W chwilę po tym, jak Maks łaskocze Piotrka pod nosem osiągamy spodziewany efekt. Po upływnie nie więcej niż minuty twarz środkowego jest cała usmarowana wspomnianą śmietaną. Wyjmuję więc telefon, by zrobić zdjęcie. Kiedy cała akcja zostaje uwieczniona w obiektywie niepozornego urządzenia, uśmiecham się do siebie. Już mamy wyjść, gdy Hain się budzi.
            - Co za matoł przeszkadza mi w odpoczynku?! – wydziera się wniebogłosy.
            - Ale my o niczym nie wiemy – Sobala robi niewinną minę.
            - No ciekawe! – środkowy fuka pod nosem – teraz to już na pewno nie zasnę.
Nie czekając na naszą reakcję siatkarz skierował się do łazienki. Jak tylko zamykają się za nim drzwi po raz drugi dzisiejszego dnia w pokoju chłopaków rozległ się krzyk.
            - Który mnie wysmarował?!
            - To nie my – razem z Wojtkiem odpowiadamy chórem.
            - Jak nie wy, to kto?! – Hain nadal nie może się uspokoić.
            - Piotruś, my nie mamy pojęcia – odpowiada Sobala.
Ja i Maks w tym czasie przybijamy piątkę. Uśmiechamy się jeszcze do drugiego ze środkowych, po czym cichaczem wychodzimy z ich pokoju. Po powrocie kończę jeszcze pakowanie i razem z Maksem schodzimy do holu.
            - Możecie już powoli wsiadać do autokaru – mówi trener Panas – a ja zaczekam na panów spóźnialskich.
Zgodnie z jego prośbą kierujemy się do pojazdu, gdzie każdy z nas zajmuje sobie miejsce. Tradycyjnie obok nas siada Gruszka.
            - I jak, udało się wykonać plan? – pyta zaciekawiony.
            - Oczywiście, że tak! – razem z Maksem odpowiadamy jednocześnie.
            - No to piąteczka – śmieje się Grucha, po czym wykonujemy wspomniany gest.
Tuż po tym, jak uczciliśmy powodzenie akcji, a autokarze zjawia się Hain. Środkowy bez słowa zajmuje miejsce z tyłu i przez całą drogę się do nas nie odzywa. Jego milczenie to miód na nasze uszy. Bez dwóch zdań!