Czas w Gdańsku
pędzi, jak z bicza strzelił. Ledwo udało nam się dojechać na miejsce i
przespać, a już musimy ganiać po hali. Nie, żebym tego nie lubił, ale dzisiaj
chętnie zostałbym w łóżku i zwyczajnie odpoczął. Jednak trener Panas nie zna
czegoś takiego, jak odpoczynek. Uważa, że skoro dał nam czas na sen od razu po
przyjeździe, to teraz naszym zakichanym obowiązkiem jest stawienie się na
treningu. Chociaż bardzo mi się nie chce, zwlekam z łóżka i ubrany w strój
treningowy pędzę do hali, która jest połączona z naszym hotelem. Maks śpi tak
słodko, iż postanawiam go nie budzić. Zabieram jedynie klucz do naszego
tymczasowego lokum, po czym wybiegam. Nie chcę się spóźnić, bo to wiąże się z
dodatkowymi metrami wokół boiska lub dodatkową godziną na siłowni. Nie mogę
sobie jednak pozwolić na coś takiego, bo jak Maks się obudzi, a ja nie będę
długo wracać, to chłopiec po prostu się wystraszy. Ostatnio miał dosyć stresów
związanych ze swoją opiekunką, a ja nie chcę mu dokładać kolejnych.
- Ooo… Ty też pędzisz na trening? –
na korytarzu spotykam naszego libero.
- A mam inne wyjście? – odpowiadam
pytaniem na pytanie.
- Chyba nie… - Michał zamyśla się na
moment – w przeciwnym razie Panas da nam popalić.
- No właśnie – przyznaję koledze
rację – mam nadzieję, że na jakimś roztrenowaniu się skończy.
Żurek się tylko
uśmiecha. Poklepuje mnie po ramieniu, gdy dowiaduje się, że zostawiłem syna
samego w pokoju i poszedłem na zajęcia. Trochę się o niego martwię, ale to
mądry chłopiec. Zapewne domyśli się, że musiałem zwyczajnie wyjść. Jednak mam z
tego powodu wyrzuty sumienia. Dlatego marzę, aby ten nieszczęsny trening
skończył się, zanim zdąży się zacząć.
Moje marzenie o szybko zakończonych
zajęciach spełnia się. Dzisiaj pracujemy na całe szczęście z trenerem
przygotowania fizycznego i już po 45 minutach ćwiczeń w siłowni dostajemy
wolne. Jak na skrzydłach wracam do swojego pokoju. Po cichu otwieram drzwi naszego
lokum i czuję niemałą ulgę: mój kochany synek jeszcze śpi. To oznacza, że nie
zauważył, że przez te parę minut mnie nie było. Z racji tego, iż po zajęciach
otrzymaliśmy trochę czasu, postanawiam się jeszcze położyć. Już prawie udaje mi
się zasnąć, gdy budzi się Maks. Chłopiec przez chwilę mi się przygląda, po czym
przytula do mnie.
- Cześć tatuś – malec uśmiecha się
rozbrajająco.
- Cześć, słonko – odpowiadam –
dobrze spałeś?
- Bardzo dobrze – słyszę.
Przez chwilę
leżę na dużym łóżku, tuląc w ramionach najwspanialszego trzylatka na świecie.
Po raz kolejny uświadamiam sobie, że to jedyna bliska mi osoba i bardzo go kocham.
Jednocześnie żałuję, iż pozwoliłem koledze z drużyny wyżywać się na niewinnym
maluszku. Wtem przychodzi mi do głowy pewien pomysł, który natychmiast
postanawiam przedstawić synkowi.
- Chcesz wiedzieć, co udało mi się
wymyślić? – pytam mojego małego szkraba.
- No jasne! – teraz Maks siedzi z
oczekiwaniem na łóżku.
Nie zwlekam więc
dłużej i natychmiast opowiadam synkowi, co chcę zrobić. Maluszek jest
zachwycony, że kupimy dziś w sklepie bitą śmietanę, którą w nocy wysmarujemy
tego wapniaka. Oczywiście przestrzegam synka, iż Hain nie może nawet nic
przeczuwać. Maks w lot pojmuje to, o co go proszę i bardzo się cieszy na ten
nocny kawał.
- A to za to, że on mi tak dokuczał,
prawda? – naraz słyszę jego słodki głosik.
- Dokładnie tak – potwierdzam – a
teraz zmykaj do łazienki się ubrać.
Chłopiec
posłusznie biegnie do łazienki, gdzie samodzielnie się ubiera i myje zęby. Nie
mija więcej, niż pięć minut, a Maks stoi przy mnie. Całuję chłopca w czoło, a
potem przygotowuję torbę z meczowym ekwipunkiem. Już zastanawiam się, czy uda
nam się zagrać tak, jak oczekuje tego trener. Trefl jest zespołem, który
prezentuje podobny poziom do naszego, ale to wcale nie musi odzwierciedlać
tego, co wydarzy się dzisiaj. Kiedy wkładam ostatnie rzeczy do mojej torby,
daję małemu znak, żeby wkładał kurtkę i buty. W chwilę po tym schodzimy do
holu, gdzie czeka już reszta zespołu. Opatuleni w klubowe kurtki kierujemy się
do Ergo Areny.
###
Mecz przeciwko gdańskiemu Lotosowi
kończy się naszą porażką. Zawodzimy w nim na całej linii. Nie dość, że nie
wychodzi mi dziś atak, to jeszcze ten matoł Hain bez przerwy oskarża mnie, że
nie potrafię obronić ani jednej piłki. Z wisielczymi humorami wracamy do
hotelu, aby spakować się i zdrzemnąć jeszcze przed wyjazdem. Jednak ja i Maks
wcale nie zamierzamy spać. Zamiast tego, przygotowujemy naszą śmietanę i
czekamy, aż ten kretyn zaśnie. Jednak nasze oczekiwanie nie jest zbyt długie. Po
kilkunastu minutach od powrotu dostajemy od Sobali informację, że Hain już śpi.
Szybko mówię o tym synkowi. Mały od razu staje przy drzwiach hotelowego
pokoju, a ja zabieram nasze narzędzia. W
okamgnieniu docieramy do lokum moich kolegów. Wojtek otwiera nam, zanim zdążę
zapukać.
- Chciałbym widzieć jego minę –
środkowy śmieje się do mnie.
- Uwierz, że ja też – odpowiadam.
Nie czekając na
to, aż kolega nas zaprosi, wchodzimy do środka. Razem z małym podchodzimy do
właściwego łóżka, a co za tym idzie przystępujemy do akcji. Proszę Maksa o to,
aby przytrzymał łapę tego wielkoluda, a sam nakładam na jego dłoń śmietanę.
- Teraz połaskocz go pod nosem –
mówię, a mały natychmiast spełnia moją prośbę.
W chwilę po tym,
jak Maks łaskocze Piotrka pod nosem osiągamy spodziewany efekt. Po upływnie nie
więcej niż minuty twarz środkowego jest cała usmarowana wspomnianą śmietaną. Wyjmuję
więc telefon, by zrobić zdjęcie. Kiedy cała akcja zostaje uwieczniona w
obiektywie niepozornego urządzenia, uśmiecham się do siebie. Już mamy wyjść,
gdy Hain się budzi.
- Co za matoł przeszkadza mi w
odpoczynku?! – wydziera się wniebogłosy.
- Ale my o niczym nie wiemy – Sobala
robi niewinną minę.
- No ciekawe! – środkowy fuka pod
nosem – teraz to już na pewno nie zasnę.
Nie czekając na
naszą reakcję siatkarz skierował się do łazienki. Jak tylko zamykają się za nim
drzwi po raz drugi dzisiejszego dnia w pokoju chłopaków rozległ się krzyk.
- Który mnie wysmarował?!
- To nie my – razem z Wojtkiem
odpowiadamy chórem.
- Jak nie wy, to kto?! – Hain nadal nie
może się uspokoić.
- Piotruś, my nie mamy pojęcia –
odpowiada Sobala.
Ja i Maks w tym
czasie przybijamy piątkę. Uśmiechamy się jeszcze do drugiego ze środkowych, po
czym cichaczem wychodzimy z ich pokoju. Po powrocie kończę jeszcze pakowanie i
razem z Maksem schodzimy do holu.
- Możecie już powoli wsiadać do
autokaru – mówi trener Panas – a ja zaczekam na panów spóźnialskich.
Zgodnie z jego
prośbą kierujemy się do pojazdu, gdzie każdy z nas zajmuje sobie miejsce. Tradycyjnie
obok nas siada Gruszka.
- I jak, udało się wykonać plan? –
pyta zaciekawiony.
- Oczywiście, że tak! – razem z
Maksem odpowiadamy jednocześnie.
- No to piąteczka – śmieje się
Grucha, po czym wykonujemy wspomniany gest.
Tuż po tym, jak
uczciliśmy powodzenie akcji, a autokarze zjawia się Hain. Środkowy bez słowa
zajmuje miejsce z tyłu i przez całą drogę się do nas nie odzywa. Jego milczenie
to miód na nasze uszy. Bez dwóch zdań!
Hahahahaha ;D no uwielbiam akcję ze śmietaną.
OdpowiedzUsuńMina Haina z pewnością była bezcenna.
Śmietana - 4.99
Wściekłość Haina - bezcenna :D
Maks się zemścił w końcu i dobrze. Nie będzie nim jakiś bubek pomiatał :)
świetna kacja z bita smietaną :D i dobrze mu tak :D
OdpowiedzUsuńRozweselił mnie ten rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny !
No i ma Hain to, na co od początku tak naprawdę zasługiwał! Lepsze takie wysmarowanie śmietaną niż jakaś ustawka, przynajmniej bardziej humorystyczne rozwiązanie. :) Mam nadzieję, że dzięki nocnej akcji Piotrek w końcu przestanie mieć muchy w nosie i zrozumie, że ciągłą oschłością niczego nie ugra.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie. :*