sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 23

Tata i wujek nie idą na trening. Zadzwonili do pana trenera i poprosili go o wolne. Na początku ich szef nie chciał się zgodzić, ale jak wujek skłamał, że musi jechać ze swoim synem do szpitala, w końcu uległ. Potem wujek robi mi jeszcze jeden kubek kakao i razem oglądamy moją ulubioną bajkę. Chociaż tata z wujkiem są już dorośli, to nie przeszkadza im włączona w telewizji śmieszna kreskówka. Razem śmiejemy się i próbujemy przewidzieć, co wydarzy się dalej. Dopiero, gdy zbliża się pora obiadu, razem z tatą idziemy do domku. W drodze tatuś stara się wytłumaczyć mi, że nie mogę uciekać:
            - Maks, na przyszłość nie wolno uciekać – mówi do mnie tata.
            - Dobrze tatusiu – odpowiadam troszkę smutno – będę pamiętał.
            - Bardzo się o ciebie martwiłem – dodaje tatuś.
            - Przepraszam – szepczę cichutko – po prostu bardzo się bałem.
Tata nic już nie mówi. Zamiast nadal po mnie krzyczeć i mówić, że bardzo źle zrobiłem, on po prostu mnie przytula. Obejmuje mnie swoimi dużymi ramionami, a potem cicho nuci moją ulubioną niemiecką kołysankę. Tę samą, którą śpiewa mi zawsze. Tak więc kładę główkę na jego ramieniu i zamykam oczka. Cichutko słucham kolejnych wersów króciutkiej piosenki. Z czasem słyszę coraz mniej i mniej… Zasypiam.


###


            Wędruję ulicami dużego miasta. Malutki chłopiec, którego nikt nie zauważa. Bardzo chcę, żeby ktoś zwrócił na mnie swoją uwagę, ale dorośli spieszą się do pracy i na zakupy… a ja nadal chodzę. Chociaż jestem już bardzo mocno zmęczony, nie mogę odszukać drogi do domku. I nagle na mojej drodze zjawia się niania. Ze złym wyrazem twarzy wybiega mi naprzeciw. Łapie mnie i chociaż się wyrywam, ona nie zamierz puścić. Wręcz przeciwnie. Trzyma mnie bardzo mocno, a do tego śmieje się jakoś tak… dziwnie.
            - Puść mnie! – krzyczę wystraszony.
            - Teraz puść mnie! – Ada nadal się śmieje – a trzeba było skarżyć tacie?
Po tych słowach niania daje mi następnego klapsa i jeszcze jednego… bije mnie, aż moja pupa robi się czerwona od zadawanych uderzeń. Każde kolejne uderzenie boli coraz mocniej, a moje malutkie i kruche ciałko puchnie. Zbiera mi się na płacz, a po policzkach spływają mi pierwsze łzy. Czuję, że z mojej malutkiej krtani wydobywa się niepohamowany krzyk.
            - Aaaaaała!!!
            - Maks, co się dzieje?! – w progu pokoju stoi zaspany tato.
            - Ona znów mnie bije – płaczę w rączkę mojego misia – i to boli!
            - Ale nikt cię nie bije – tata siada na moim łóżeczku.
Nie czekając długo, wdrapuję się na jego kolana. Znowu kładę główkę na jego ramieniu i przytulam misia. Chociaż już od dawna tego nie robiłem, wkładam do buzi kciuk i zaczynam go ssać. Wyglądam jak maleńki dzidziuś, który zgubił gdzieś swój smoczek. Jednak tacie to nie przeszkadza. Wciąż kołysze mnie w swoich ramionach. Czuję się w nich tak bezpiecznie, jak nigdzie indziej. Jednak jest środek nocy i tatuś również ziewa ze zmęczenia. Chciałby się już położyć, a zamiast tego siedzi tutaj przy mnie. Wiem, że dla niego to nie jest przykry obowiązek a prawdziwa przyjemność. Ale jutro ma przecież trening i jak nie przyjdzie to pan trener będzie krzyczał. Próbuję mu o tym powiedzieć, ale tata nie słyszy. A ja nie chcę już krzyczeć. Wystarczy, że krzyczałem we śnie, gdy Ada mnie biła.
            - Tatuś, mogę spać dzisiaj u ciebie? – pytam nieco głośnej.
            - A, tak, tak – tata zostaje wyrwany z dziwnego zamyślenia – chodź.
Tata bierze mnie za rączkę i razem pokonujemy te kilka metrów do jego sypialni. Od razu przytulam się do taty, który przykrywa mnie kołdrą po same uszy. Znowu przytulam do siebie Huberta, a potem próbuję zasnąć. Jednak sen długo nie chce przyjść. Wystraszony zastanawiam się, czy Ada nie będzie dla mnie jeszcze gorsza niż do tej pory. Może będzie mnie biła jeszcze mocniej albo na dłużej zamykała w łazience? Może będzie mi gotowała jakieś ohydne papki, których w ogóle nie da się zjeść? Aż wzdrygam się na samą myśl o tym, co może mi jeszcze zrobić moja opiekunka. Po policzku znowu płyną pojedyncze łezki. Mam szczerą chęć się rozpłakać, ale będę silny i tego nie zrobię. W przeciwnym razie znowu obudziłbym tatusia, czego naprawdę nie chcę teraz robić. On ma jutro trening i musi się wyspać. Ja też staram się zasnąć. Zaczynam więc liczyć owieczki. Udaje mi się dojść do jakiś pięciuset, a potem zasypiam. Na szczęście tej nocy nie śni mi się nic złego.


###


           
            Punktualnie o godzinie siódmej budzik daje mi sygnał do wstawania. Niechętnie zwlekam się z mojego wygodnego łóżka, po czym pędzę się ogarnąć. Wcale nie chce mi się jechać na mecz do Gdańska, jednak jeśli nie pojawię się przed halą o wyznaczonej godzinie, Panas mnie po prostu zabije! Tak… Sam zaczynam kręcić na siebie bicz. Ale dobra, koniec tego smęcenia! Uśmiecham się do siebie, po czym wracam do sypialni, gdzie pakuję swój zwyczajny ekwipunek niezbędny do wyjazdu w jakąkolwiek trasę. Jednak to jeszcze nie koniec pakowania. Do Gdańska postanawiam zabrać ze sobą synka, któremu postanawiam zrobić małą niespodziankę. W tym właśnie celu idę do jego pokoju. Wyjmuję z szafy torbę i wrzucam do niej potrzebne ubranka. Nie zapominam wcisnąć do niej także miśka, bez którego mój maluszek nie wyobraża sobie żadnego dalszego wyjazdu. Spakowanie Maksa zajmuje mi zaledwie kilka minut. Dla pewności sprawdzam, czy czegoś nie zapomniałem. Kiedy mam murowaną pewność, że wszystko jest na swoim miejscu, podchodzę do łóżeczka mojego Maksa, żeby go obudzić. Początkowo chłopiec nic sobie nie robi z moich poszturchiwań, więc siadam i spokojnie staram się wyrwać go ze snu.
            - Maks – szepczę – Maks, wstawaj.
            - Ale muszę, tatusiu? – pyta zaspany chłopiec.
            - Tak – uśmiecham się szeroko – bo mam dla ciebie niespodziankę.
Dwa razy nie muszę mu powtarzać. Maks czym prędzej zwleka się z łóżka i prosi, żebym dał mu ubranka, które ma dzisiaj na siebie włożyć. Wyjmuję więc z szuflad komody wszystko, co jest potrzebne mojemu synkowi, a później układam rzeczy na jego łóżku. To pierwszy raz, kiedy mały sam się ubiera i nie prosi o pomoc. Potrafi nawet samodzielnie włożyć kurtkę, czapkę i buciki, z czego jestem bardzo dumny. Kiedy mały stoi przede mną gotowy do wyjścia, po raz kolejny tego dnia się uśmiecham. Pozwalam Maksowi wyjść na korytarz, na który  i ja wychodzę po krótkiej chwili. Jak zawsze kilkakrotnie sprawdzam, czy na pewno dobrze zamknąłem wszystkie zamki i już możemy schodzić.
            - Tata, powiesz mi, co to za niespodzianka? – kiedy odpalam silnik, Maks zadaje to pytanie.
            - Zobaczysz – uśmiecham się szelmowsko.
            -  A nie powiesz mi?
            - Wtedy nie będzie niespodzianki – odpowiadam spokojnie.
            - No dobrze, zaczekam – uznaje uśmiechnięty Maks – to co, ruszamy?
Rzucam synowi pełne uśmiechu i radości spojrzenie, a potem wycofuję samochód. Szybko obieram właściwy kierunek, a później ruszam. Pustymi ulicami mknę w stronię swojego miejsca pracy. Jako, że ruch nie jest duży, udaje nam się dojechać bardzo szybko.
            - Jesteśmy na miejscu! – mówię do synka, po czym pomagam mu wysiąść.


###


            Kiedy wysiadamy z samochodu, widzę, że przed halą stoi duży autokar. Wsiadają do niego wszyscy koledzy taty z drużyny i nawet pan trener! Gdzie oni jadą? – przez moją główkę przemyka króciutka myśl. Może na jakąś wycieczkę? Albo na niespodziewany trening? Nie wiem, po co oni się tam ładują. Jednak bardzo szybko pojawia się obok mnie tata, którego mogę o to zapytać. Wykorzystuję więc pierwszą okazję, która mi się przytrafia:
            - Tato, gdzie oni jadą? – pytam zaciekawiony.
            - Jadą na mecz do Gdańska, a my do nich dołączamy – odpowiada tatuś.
            - Naprawdę?! – nie mogę uwierzyć w to, co mówi tata – jedziemy na mecz do innego miasta?!
            - Właśnie tak – tata się do mnie uśmiecha – ale musimy się pospieszyć, bo odjadą bez nas.
Tata zabiera nasze torby i idziemy w stronę dużego autobusu. Od razu oddajemy panu kierowcy nasz bagaż, po czym wsiadamy do środka. Są już wszyscy, wujek Piotrek też. Tata zajmuje miejsce obok niego i szybko zaczynają o czymś rozmawiać. To właśnie dlatego ja mam trochę czasu, żeby rozejrzeć się po autobusie. Na samym końcu siedzi ten nabzdyczony ważniak. Zaraz, zaraz… Jak on się nazywał? Aaa… Hain! – przypominam sobie. A więc ten nabzdyczony ważniak Hain siedzi na samym końcu naszego autobusu. Od razu mnie zauważa i już ostrzy sobie język, żeby zacząć mi dokuczać. Ale dzisiaj mu nie pozwolę!
            - Terefere potworze! – krzyczę, a potem dmucham w język, który zwinąłem w trąbkę.
Chwilę później zauważam, że ten osioł robi się czerwony jak burak i nie wie, co ma powiedzieć. Widocznie nie spodziewał się, że też mu zacznę dokuczać. Może nie powinienem tego robić, ale jak on wymyślał mi różne nieładne ksywki, to mogło być? Pomyślałem sobie, że teraz mogę mu się odpłacić. To właśnie dlatego cały czas dmucham w moją trąbkę i wymyślam mu różne ksywki. Niektórzy siatkarze z uwagą słuchają naszej „rozmowy”.
            - No to przestaniesz mi dokuczać, czy nie, ty patafianie?! – krzyczę na cały bus.
            - No dobra, ty przebrzydły blondasie – kapituluje.
            - Brawo, mały! – jeden z siatkarzy przybija mi piątkę.
Inni też chwalą mnie za to, że potrafiłem napyskować temu pingwinowi. Cała sytuacja wprowadza wśród drużyny bardzo przyjemną atmosferę. Wszyscy koledzy taty zapraszają mnie, żebym na chwilę z nimi usiadł i częstują słodyczami. Opowiadają też różne zabawne historie, które przydarzyły im się w różnych klubach. Nawet nie zauważam, jak szybko mija czas i zbliżamy się do celu. Kilka kilometrów przed tym całym Gdańskiem robię się zmęczony i śpiący. Dziękuję wszystkim za różne opowiadania, a także słodkości, po czym wracam do tatusia.

            - Śpiący jestem – oznajmiam i układam się na jego kolankach.

5 komentarzy:

  1. Jak fajniutko. Cieszę się, że Maks pojechał na mecz.
    Hain to łajza. Nie lubię go jakoś szczególnie.
    A co teraz Ada zrobi jak się będzie opiekować? Oby nic złego...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nonono wygadany jak na 3latka.. I prawidłowo Maks! Hain ma za swoje, dzieciaczek go zawstydził :D Ładnie się rozkręca akcja, czekam na dalszy ciąg! ; ****

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem dumna z Maksa! Pokazał Hainowi, że nie jest tylko dzieckiem, że potrafi pokazać pazurki. I bardzo dobrze! Przynajmniej Piotrek nie będzie się biedaka już czepiał, bo młody Divis stał się bohaterem. :)
    Te sny są nieco przerażające. Mam nadzieję, że nie będą miały związku z przyszłością, bo często takie wizje się spełniają.
    Adzie mówimy dość!
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie, że Lukas zabrał Maksa na mecz.. ;) A co do jego snu.. mam nadzieję, że to tylko sen. Oby tak nie było jak Maks znowu zostanie pod jej opieką. A co do tego Haina i Maksa to bardzo dobrze, że Maks mu tak dogadał ;d
    Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedny Maks ;( mam nadzieję,że to był tylko zły sen.
    I cieszę się z reakcji Lukasa w stosunku do Haina ;)

    OdpowiedzUsuń