sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 2


           Nim się oglądam, jesteśmy już na miejscu. Zwinnie parkuję swojego opla, po czym pomagam synkowi wysiąść z pojazdu. Oczy chłopca wyrażają zdumienie, a także ciekawość tego, co za chwilę zobaczy. Jednakże ja czuję strach i niepewność. Nie wiem, jak przyjmą mnie nowi koledzy, co zrobi trener. Moje przeczucia sprawdzają się, gdy tylko przekraczam próg hali. Naprzeciw wybiega jeden z zawodników, zdaje się Hain. W pierwszej chwili patrzę na niego, jak na wariata, ale poważnieję, gdy ten zaczyna coś gestykulować.
            - Ej, nowy – za nim pojawia się kolejny siatkarz – trener chce cię widzieć u siebie!
Nie odpowiadam nic, lecz czuję, że moje serce szybciej bije. Niepewność, jaką odczuwam, wzmaga się z każdym kolejnym krokiem w stronę gabinetu mojego przełożonego. Aż boję się pomyśleć, co może mnie czekać! Chociaż z drugiej strony, ktoś powinien być dla mnie wyrozumiały. Przecież dopiero co przyleciałem wczoraj z Berlina! Jak miałem zapoznać się ze wszystkimi miejscami, rozeznać się na drogach? Niestety to nie możliwe. Poza tym, zarząd klubu musiał mieć świadomość, że nie jestem samotnym zawodnikiem i spoczywa na mnie obowiązek wychowania syna. Mniejsza o to. Z duszą na ramieniu staję przed drzwiami gabinetu trenerskiego. Przez moment wsłuchuję się w bicie mojego serca i, ściskając rączkę Maksa, powoli pukam.
            - Proszę! – słyszę donośny głos selekcjonera.
            - Dzień dobry trenerze – zaczynam niepewnie – chciał mnie pan widzieć.
            - Owszem – przytakuje – może wytłumaczysz mi, co cię zatrzymało?
            - Późno w nocy przylecieliśmy z Berlina – wskazuję na Maksa – i zaspaliśmy.
Trener Panas robi groźną minę. W zamyśleniu stuka długopisem o swoje biurko, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Natomiast ja myślę, że już większej gafy popełnić nie mogę. Spóźnić się w pierwszym dniu zajęć i jeszcze się do tego przyznać? Zachowuję się jak blondynka z kawałów tak chętnie opowiadanych nie tylko w Niemczech.
            - Mama cię nie nauczyła, że trzeba być punktualnym? – słyszę po długiej chwili milczenia.
            - Trenerze… - nie wiem, co powiedzieć – proszę mnie zrozumieć.
            - No właśnie, nie rozumiem cię, Divis – odpowiada twardo – i jeszcze dziecko przyprowadzasz na trening?!
Czuję, jak moje serce zamiera w piersi. Po nowym pracodawcy mogłem spodziewać się wszystkiego, ale nie tego, że nawrzeszczy na niewinne dziecko. Jestem tym wszystkim naprawdę zdumiony. Już mam na końcu języka ciętą ripostę, gdy czuję jak rączki Maksa oplatają moją nogę w miejscu uda. Mały zwyczajnie się boi. I nie mylę się w ocenie jego uczuć, gdyż po chwili czuję, że moja nogawka jest mokra od łez. Powoli zwalniam uścisk tych maleńkich rączek i kucam przed wystraszonym chłopcem.
            - Nie płacz – staram się go uspokoić – ten pan to tylko taty szef.
            - Ale jest straszny – mały nie może przestać pochlipywać – i boję się go.
            - Nie ma czego – uśmiecham się – pan Radek nie zrobi ci krzywdy.
            - Na pewno? – Maks nie do końca mi wierzy.
            - Tak – na potwierdzenie przytulam malca.
Czuję na sobie baczne spojrzenie szkoleniowca. Wiem, że chciałby jeszcze na mnie na wrzeszczeć i zwymyślać mi co nieco, ale obecność Maksa zupełnie mu na to nie pozwala. Trener ani myśli podnosić na mnie głos, gdyż zachowanie chłopca kompletnie go rozczula. I dobrze, przynajmniej nie będę musiał ponosić konsekwencji. Bo w sumie nie mam za co. Zaspać jest rzeczą ludzką, a po długiej podróży to już w ogóle.
            - Możesz iść się przebierać – słyszę – a do rozmowy jeszcze wrócimy.
Jestem mu wdzięczny za tę wyrozumiałość. Maks również. Już nie trzymam go za rękę, bo jego strach minął. Właśnie urządzamy sobie wyścigi, kto pierwszy dobiegnie do szatni. Mógłbym wygrać z powodzeniem, ale zostaję z tyłu by dać małemu tę niepohamowaną radość ze zwycięstwa ze swoim tatą.


###


            Kiedy ten siwy pan zaczyna krzyczeć po tacie, strasznie się boję. Chociaż staram się nie płakać, trudno powstrzymać mi łzy, które same wciskają się do moich oczek. Dodatkowo robi mi się bardzo zimno i wydaje mi się, że ten cały trener zaraz mnie uderzy. To właśnie dlatego przytulam się mocno do nogi taty. Z całych sił zaciskam powieki, żeby nie patrzeć na tą straszną buzię. Na szczęście on już nie krzyczy.  W dużym biurze, gdzie teraz jesteśmy, panuje cisza. Dopiero po jakimś czasie trener ją przerywa.
            - Możesz iść się przebrać – mówi – a do rozmowy jeszcze wrócimy.
Cieszę się bardzo, że to już koniec tek strasznej rozmowy. Kiedy tatuś stał tam ze smutną buzią, ja bardzo się bałem. Myślałem już, że teraz trener wymyśli jakąś karę i zabroni mi przychodzić tu z tatą. A nie chciałem zostawać sam w domu! Mogłoby się stać coś złego, a wtedy to ja miałbym karę, na przykład na bajki. Bardzo lubię je oglądać, więc staram się nie denerwować taty. Jak ten pokazuje dłonią na drzwi, wyciągam do góry rączkę. Po chwili czuję dużą łapę, która jest mi tak dobrze znana. Razem z tatą wychodzimy na duży, jasny korytarz.
            - Kto pierwszy w szatni? – mój opiekun pyta wesoło.
            - Ja! Ja! – krzyczę i natychmiast zaczynam biec.
Po kilku minutach okazuje się, że wygrywam. Gdy tylko tata mnie dogania, przybija mi piątkę i razem wchodzimy do szatni. Moje oczy znowu robią się strasznie duże. W jednym pomieszczeniu, raczej średniej wielkości, jest tylu facetów. Same żyrafy! Jedni ubierają już buty, drudzy dopiero co wskakują w spodenki. Wszyscy są zajęci rozmową. Tylko taki blondyn ma w dłoniach koszulkę taty, do której przykleja karteczkę. „ Kopnij mnie!” – mówi napis.
            - Co to? – pytam, kiedy tata mnie nie widzi.
            - Tak witamy nowych zawodników – wielkolud czochra moje włosy.
            - To znaczy jak? – dalej dociekam.
            - Zawsze robimy jakiś żart – wyjaśnia po chwili.
            - To znaczy, że mojemu tatusiowi też? – nie mogę wyjść ze zdumienia.
            - Tak, jemu też – uśmiecha się do mnie.
Ciekawy, co się za chwilę wydarzy, patrzę, jak zawodnik kładzie koszulkę na torbę taty. Ten, niczego nieświadomy, zakłada ją, by po chwili wsunąć na stopy swoje buty i stabilizatory. Siedzę grzecznie na ławeczce i czekam na tatę. W pewnej chwili podchodzi do mnie jakiś pan i ciepło się uśmiecha.
            - Mały – znowu czochra mnie po głowie – podejdź do tego tam i go kopnij.
            - Ale… to mój… tata – mówię – będzie na mnie zły.
            - Jak z nim pogadam, to nie będzie – słyszę.
W uśmiechu pokazuję swoje białe ząbki i na paluszkach zakradam się w stronę taty. Mam szczęście, bo nic nie widzi. Trochę niepewnie wyciągam stópkę i szturcham go w jeden z pośladków. Nic. Ten blondyn pokazuje mi, że mam się zamachnąć, więc tak robię. Dopiero teraz tatuś czuje, że ktoś go rusza. Patrzy na mnie tak groźnie, iż znowu zaczynam się bać. Jednak w tym momencie w szatni wybucha śmiech.
            - Witaj w drużynie! – krzyknął jeden z siatkarzy i poklepał tatę po ramieniu.


###


            Pomimo spóźnienia trening upłynął mi całkiem przyjemnie. Jak się okazuje, nie mam czego się bać, bo koledzy w drużynie są nawet w porządku. No, może za wyjątkiem tego cwaniaczka – Haina. Ja nie wiem, czego ten kretyn chce od Maksa. Przecież malec nie jest niczemu winien, a ten już po nim krzyczy i straszy go postawieniem w kącie. Na szczęście mam już to za sobą. Udało mi się również pogadać z trenerem i dzięki temu odpuścił mi wieczorne zajęcia. I tu jestem mile zaskoczony, gdyż nie spodziewałem się, że ktokolwiek zrozumie naszą trudną sytuację. Są jednak ludzie na tym  świecie!
            - Tata – moje rozważania przerywa szczebiot trzylatka – co będziemy robić, jak wrócimy?
            - Może porysujemy, hmm?
            - Nie chcę rysować! – jego buzia momentalnie przekrzywia się w podkowę.
            - Okej – kapituluję – mam pomysł.
            - Jaki?! – jego dziecięca twarz natychmiast promienieje.
            - Zrobię ci budyń i opowiem, jak zacząłem grać w siatkówkę.
            - Super! – w samochodzie rozlega się jego krzyk – kocham cię, tato!
Ja Maksa też kocham, co uświadamiam sobie po raz kolejny. Gdyby nie on, dawno pewnie bym się załamał i rzucił grę. Jednak nic takiego nie wchodzi w rachubę. Ten mały człowieczek sprawia, że chcę dla niego żyć i mam ochotę wstać rano z łóżka. Po chwili uśmiecham się do niego i zaczynamy śpiewać jedną z jego ulubionych dziecięcych piosenek. Dzięki temu nie zauważamy, że udało nam się dojechać już do celu.
           


###

Dziękuję Wam za to, że jesteście.
Zapraszam wszystkich na fanpage bloga na facebooku. 
Jakieś pytania?

19 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawy rozdział ;)
    Fajnie, że wprowadziłaś w rozdziale to co myśli mały Maks ;)
    Bardzo się cieszę, że Lucas został mile przyjęty do klubu i, że szef zrozumiał jego sytuację ;))
    Pozdrawiam i do następnego ! :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem tylko jedno slowo: swietne ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się, że wprowadziłaś perspektywę Maksa. To coś innego, raczej się czegoś takiego nie spotyka, a malutki jest rozkoszny. :) Byle tylko szybko znalazł mu nianię, bo koledzy-siatkarze mogą sprowadzić malucha na złą drogę! :P
    Pozdrawiam :)
    PS. Mam nadzieję, że Internet nie pożre mojego komentarza. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, uwielbiam to. Za miłość ojcowską i za zawarte tu emocje.
    Chyba nie muszę mówić, że perspektywa Maksa chwyciła mnie za serce? Kurczę, ci siatkarze mogliby się trochę opanować. Rozumiem, że taki chrzest musi przejść każdy zawodnik, ale żeby od razu małemu kazać kopnąć ojca?
    Aż mnie skręciło, kiedy Panas pokazał swoją chłodniejszą stronę. Całe szczęście, że w porę się otrząsnął, bo takie kłótnie przy dziecku to nic dobrego.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. hmm... od czego by tu zacząć *myśli* a tak, wiem!
    Bardzo mi się podoba Twój styl i w ogóle to opowiadanie. Jest ciekawe i pisane tak lekkim stylem, jaki tylko może być :D

    Nie podoba mi się zachowanie Haina. Ciekawe, co wymyśliła ta olsztyńska żyrafa... A Panas? Nigdy go nie lubiłam, nie lubię i na pewno nie polubię...

    Ale żeby drzeć papę na nowego zawodnika i to jeszcze przy jego dziecku?! No, Radek, spłoniesz :P Przecież zmęczenie po podróży ludzka rzecz. Chyba, że Radosław nie jest na tyle wykształcony, by to zrozumieć... Pozostaje mi czekać na kolejne rozdziały.

    Pozdrawiam ciepło ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. volleyballitsmylife20 stycznia 2013 13:51

    Obeszło się bez konsekwencji... Lukas to dobry ojciec ;) chlopaki z drużyny dobrze go przyjęli i to cieszy. ;) Super i do kolejnego! ;]

    OdpowiedzUsuń
  7. MignonneAbattoir20 stycznia 2013 21:27

    I jest nawet relacja małego :) Świetny rozdział. Czuje, że ten blog będzie wyjątkowy <3

    OdpowiedzUsuń
  8. O, ciekawe jest opko z perspektywy Maksa :D Czegoś takiego jeszcze w opkach nie czytałam :D Bardzo mi się to podoba :D Hain jest głupi i tyle - nie polubię tego Pana :/
    Czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek ! ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem zrozpaczona, bo mnie nie poinformowałaś i słabo mi z tym. Sama musiałam sobie znaleźć, a nie pamiętałam tytułu. Hain straszący dziecko nie jest fajny - poza tym nie lubię go i o będę tu go hejtować jak będzie takie numery odwalał. Mały jest cudowny, uwielbiam tego dzieciaczka, a z reguły nie przepadam za dziećmi, ale ten mnie urzekł. Podoba mi się tekst z perspektywy Maksa, mam nadzieję, że będzie się pojawiała częściej.

    OdpowiedzUsuń
  10. Perspektywa Maksa bardzo mi się spodobała. Jego punkt widzenia też jest ważny:) Co do trenera to mógł sobie odpuścić. Nie widział,że z Lukasem jest małe dziecko? Koledzy szybko przyjęli nowego kolegę a i widac,że jego synka też polubili. Jestem ciekawa jak połączy wychowanie dziecka i treningi no ale dla chcącego nie ma nic trudnego jak to mówią;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie spodziewałam się po trenerze Panasie, że będzie mimo wszystko tak surowy, ale myślę, że to tylko tak na początku (; Divisowi z pewnością jest ciężko trenować i jednocześnie zajmować się synkiem, ale świetnie sobie radzi. Mam nadzieję, że wszystko się wkrótce ułoży i czekam na nowy rozdział. Pozdrawiam (:

    OdpowiedzUsuń
  12. Panas, ty dupku i tyranie! Tak biedne dziecko straszyć?! Co miał z nim zrobić? Do kaloryfera przypiąć, czy w piwnicy zamknąć? Zamiast zaproponować, że pomoże poszukać jakąś opiekunkę dla Maksa, albo jakieś przedszkole polecić, to ten się wydarł ;/ Cieszę się, że koledzy miło przyjęli Lucasa :) Ale wykorzystywać do swoich celów dziecko? ;p :D Czekam niecierpliwie na kolejny :)
    Przepraszam, że ostatnio nie rozmawiamy, ale nie mam na nic czasu :( Mam nadzieję, że już niedługo się to zmieni :)
    Pozdrawiam, nulka :*:*:*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  13. Pan Trener chyba chciał sobie na wstępie zbudować autoruytet i po części miał rację. Mógł jednak pamiętać, że w pokoju jest małe dziecko:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetny blog ,mam prośbę na swoim fp mogłabyś udostępnić mój blog będę wdzięczna proszę http://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie rozumiem jak można przestraszyć dziecko ! . Boże jakim to trzeba być debilem bez urazy do Panasa bo osobiście przepadam za tym człowiekiem no , ale ! ; p .
    Nareszcie komentuje uhuu ; D .
    Rozdział świetny cieszę się że Olsztyniacy dobrze go przyjęli ; )
    Czekam na kolejny . pozdrowienia Wredota

    OdpowiedzUsuń
  16. Witam Cię :) Udało mi się wpaść. :D

    Miło, że zawodnicy z Olsztyna w tak pozytywny sposób powitali nowego zawodnika. Sądzę, że wśród nich siatkarz odnajdzie sporą ilość przyjaciół i dobrych kolegów, którzy będą starali się mu pomóc. :) Będzie dobrze. A pan Panas na żywo jest bardzo sympatyczny :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Bardzo fajny rozdział i jak zawsze ciekawy,fajnie,że opisujesz też myśli małego Maksia są to bardzo ciekawe rozmyślania małego szkraba.Jestem bardzo ciekawa jak ta historia się rozwinie więc czytam dalej co stworzyłaś!

    OdpowiedzUsuń
  18. Bardzo podoba mi się, że piszesz też z perspektywy małego ;)
    Czytam dalej...

    OdpowiedzUsuń