sobota, 9 lutego 2013

Rozdział 4


            Droga do domu mija bardzo szybko i wesoło. Siedzę z moimi nowymi kolegami z tyłu samochodu tatusia i raz po raz śmiejemy się z historii, które opowiadają Mateusz i Dominik. Pierwszy chłopiec mówi, jak całkiem niedawno chcieli zagrać na komputerze swojego taty, ale go zepsuli. Dostali wtedy porządną karę! Przez kilka dni nie mogli wychodzić na podwórko i bawić się z innymi dziećmi. Jak można dawać dzieciom karę? Nie rozumiem tego, bo tata nigdy mnie nie karał. Zawsze stara się mi wytłumaczyć, co robię źle i mówi, że tak nie wolno. Z dużymi oczkami słucham więc, co opowiadają chłopcy. Mnie to wszystko przeraża, ale oni się z tego śmieją i uśmiechnięci wspominają wszystko.
            - A nie baliście się, jak rozrabialiście? – pytam cichutko.
            - Oczywiście – mówi Mateusz – bo tata zawsze po nas krzyczał.
            - Ale potem wybaczał – dodaje Dominik – i piekliśmy ciastka.
            - Super – podziwiam moich kolegów – też tak chcę.
Na ich twarzach pojawiają się szerokie uśmiechy, dzięki czemu ja też się uśmiecham. Już nie widać po mnie tego zdziwienia, jakie odczuwałem podczas opowiadania – atmosfera się rozładowała, z czego ucieszyli się i nasi tatusiowie. Oni też rozmawiają, ale nie wiem o czym. Chyba o swojej pracy, dlatego postanawiam się nie wtrącać. Tego też zawsze uczył mnie tatuś: nie wolno mieszać się w sprawy dorosłych, bo oni sami wiedzą najlepiej, jak je załatwić. A że bardzo kocham tatę, biorę sobie do serduszka to, co mówi, bo nie chcę, żeby było mu smutno. Po paru minutach ktoś przerywa moje fantazje. To tata, który zdążył zaparkować nasz samochód.
            - Maks – zwraca się do mnie – nie śpij.
            - Naprawdę spałem? – pytam, bo nie za bardzo wiem, co się dzieje.
            - Nawet nie udawałeś, że nas słuchasz – mówi smutno Mateusz.
            - Przepraszam – mówię, a w moich oczkach są już łzy.
            - Nic się nie stało – włącza się Dominik – może pójdziemy się pobawić?
Na te słowa uśmiecham się szeroko i kilka razy podskakuję. Cieszę się, że poznałem nowych kolegów, którzy są tacy fajni! W ogóle się ze mnie nie naśmiewają, ani nie dokuczają! Czy tak właśnie zachowują się przyjaciele? Jeśli tak, to już mogę nazwać ich przyjaciółmi. Oby później nie okazało się, że jednak są źli… nie chcę zostać bez kolegów, bo będzie mi smutno…


###


            W ten ponury dzień nie mam ochoty wychodzić gdziekolwiek. Ciemne chmury zwiastują deszcz, który z wolna zaczyna siąpić na ziemię. Już po paru minutach na chodnikach powstają duże kałuże, a ludzie chowają się w bramach kamienic, by uniknąć przemoczenia. Taka pogoda zupełnie nie zachęca do spacerów, dlatego też postanawiam nie opuszczać dziś swojego ciepłego lokum. Po jakimś czasie moją uwagę, którą skupiam na wyglądaniu za okno, skutecznie odwraca Maks. Malec, trzymając swojego misia, przytula się do mojej łydki. Delikatnie odwracam się w jego stronę, po czym biorę go na ręce. Jego główka natychmiast spoczywa na moim ramieniu, a mały nic nie mówi. Stara się jedynie ukryć ziewnięcie, które rozdziera jego maleńkie usta.
            - Jak ci się spało? – pytam, gdy wchodzimy do kuchni.
            - Dobrze – odpowiada, uśmiechając się.
            - A co ci się śniło? – staram się podtrzymać rozmowę.
            - śniło mi się, że razem gramy w siatkówkę – Maks jest wyraźnie rozpromieniony.
Kiedy słyszę, co mówi mój kochany synek, robi mi się ciepło na sercu. Być może jego sen nie był do końca takim, jaki go zapamiętał, ale to miłe usłyszeć, że dziecko podziela pasję ojca. Maks może siatkarzem nie zostanie, bo jeszcze za wcześnie, by typować zawód dla niego, ale jeśli obierze taką drogę będę z niego dumny. Zawsze jestem dumny z mojego syna i nie potrafię sobie wyobrazić, jak wyglądało by życie bez niego.
            - Smacznego – mówię, stawiając przed synem talerz z kanapkami.
            - Wzajemnie – odpowiada, a na jego buzi znów widzę ten promienny uśmiech.
Śniadanie mija nam w dość przyjemnej atmosferze. Opowiadam małemu różne ciekawe historie, a ten kwituje każdą z nich jedynie rozbrajającym dziecięcym śmiechem. To najlepsza rzecz, jaką można usłyszeć w tak ponury dzień: radosny śmiech małego. Dopiero teraz uświadamiam sobie, że urodzenie Maksa jest jedyną rzeczą, za którą jestem wdzięczny byłej dziewczynie. Paradoksalnie, gdyby nie ona, nie było by Maksa, a ja nie miałbym się o kogo martwić. To dzięki niej na świat przyszła ta kochana istotka.
            - Czemu nic nie mówisz? – pyta, wyraźnie zasmucony,
            - Przepraszam – odpieram – zamyśliłem się.
            - nie myśl tyle, bo cię zjedzą motyle – mówi ze śmiechem.
            - Dobrze już – czochram go po głowie – jak zjadłeś, to leć się ubrać, mamy gościa.


###


            Kolejne godziny mijają nam na wspólnej zabawie. Właśnie teraz, gdy mam zbudować małemu wieżę z klocków, dzwoni dzwonek do drzwi. Obydwaj nie jesteśmy zadowoleni z tego, że ktoś nam przerywa. Najchętniej w ogóle nie wstawałbym ani nie otwierał. Lecz dzwonek nie milknie. Osoba stojąca za drzwiami raz po raz przyciska guzik znajdujący się przy framudze. Niechętnie podnoszę się i kieruję kroki do przedpokoju. Już mam ochotę ochrzanić osobę, która zakłóca nam spokój, lecz przypominam sobie, że Grucha umówił mnie na rozmowę z opiekunką dla Maksa. Przyklejam więc do twarzy najbardziej życzliwy uśmiech, po czym otwieram. Moim oczom ukazuje się całkiem ładna brunetka w okularach. Uśmiechnięta, dobrze wyglądająca. Wydaje się lubić dzieci. Bez słowa robię jej miejsce w drzwiach, by mogła wejść. W oka mgnieniu zrzuca płaszcz i odstawia parasolkę do konta. Posyła mi kolejny uśmiech, a ja daję znak, żeby poszła za mną.
            - Czy to jest ten mały dżentelmen, którym będę się opiekować? – pyta.
            - Oczywiście – potwierdzam – to mój syn Maks.
            - Adrianna Staszewska – przedstawia się, podając mi dłoń.
            - Lucas Divis – odpieram, ściskając ową rękę.
W chwilę po oficjalnej prezentacji zajmuję sobie miejsce na kanapie. Maks natychmiast wdrapuje się na moje kolana i nie ukrywa faktu, że nie jest zadowolony z przyjścia opiekunki. Po raz kolejny cierpliwie tłumaczę mu coś, co wydaje się być oczywiste. Staram pokazać się, że Ada nie jest złą osobą. Stopniowo udaje mi się przekonać syna. Gdy wszystko jest w najlepszym porządku, mały wraca do zabawy.
            - Może pokażę ci, gdzie co jest? – pytam wesoło.
            - Chętnie się tu rozejrzę – odpowiada.
Zostawiając małego w salonie ruszamy na wycieczkę po mieszkaniu. Gestem dłoni pokazuję, pomieszczenia, podchodzę do szafek, w których są ubrania małego, naczynia i inne rzeczy. Tłumaczę przy okazji swoje oczekiwania dotyczące opieki nad małym. Ada wydaje się chłonąć dokładnie każdą informację, czym robi na mnie bardzo dobre wrażenie. Po paru minutach kończę oprowadzanie jej i wracamy do salonu.
            - Więc o której mam się jutro pojawić? – z ust brunetki pada pytanie.
            - około ósmej trzydzieści – mówię, gdy ona kończy zapinać płaszcz – do zobaczenia!


###

Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba.
Pozdrawiam i do napisania w następnym tygodniu!
Jakieś pytania?
Zapraszam na fanpage opowiadania na facebooku.

10 komentarzy:

  1. MignonneAbattoir9 lutego 2013 23:16

    Jestem pierwsza, jestem pierwsza! W końcu XD
    A swoją drogą.. Rozdział świetny. Zaczyna się dziać w ich życiu.. Oby same pozytywne rzeczy. Martwi mnie, bo Maks chyba ma złe przeczucia co do opiekunki, oby się nie sprawdziły. Z niecierpliwością czekam na kolejny i ślę buziaki najwspanialszej Autorce na świecie! ; ***

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział
    ciekawy. Miło się czyta o tym jak Maks ma taki dobry kontakt z tatusiem
    :DFajnie, że Maks ma kolegów. :) A co do tej opiekunki to mam nadzieję,
    że jest w porządku, bo Maksa ma chyba inne podejście do niej. Oby nie
    było z nią kłopotów. Pozdrawiam i do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę przyznać, że dzieci często mają nosa do niektórych ludzi - szkoda, że dorośli rzadko słuchają swoich dzieci... :/ Co do opka, to miejmy nadzieję, że Maks się myli - jeśli nie, to nie będzie dobrze :/ Czas pokaże. Odcinek bardzo mi się podoba i już czekam na kolejny ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzieci potrafią "wyczuć" drugiego człowieka i Maks nie jest jakoś przyjaźnie nastawiony do nowej opiekunki ale może to wynika z faktu,ze jest bardzo zżyty z ojcem i nie chce się z nim rozstawać. Mam jednak nadzieję,ze malec szybko zaprzyjaźni się z Adą:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Maks jest uroczy :D Kocham to dziecko :D Widać, że z ojcem czuje się najbezpieczniej , a relacje między nimi nie są sztuczne, bo tą miłość można gołym okiem zauważyć :) Szkoda tylko, że rozdziały są tak krótkie ;p Małe dzieci często sobie coś wymyślają, ale równie często widzą wszystko realnie, tak jak to wygląda. Maksowi wyraźnie nie spodobała się Ada, a ja zastanawiam się, jak będzie się zachowywać dziewczyna, żeby Maks był do niej przychylny. Już na początku będzie musiała się bardzo starać, żeby chłopiec zmienił o niej zdanie i ją polubił, bo w takiej sytuacji to podstawa :)
    Pozdrawiam i czekam na kolejny, nulka :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Komentowałam , ale gdzie jest ten komentarz !? to nikt nie wie ehh -,- .
    Więc tak po kolei rozdział mega mi się podoba i wiem co Maksiu kochany czuje do opiekunki heh sama kiedyś się mojej bałam i tworzyłam historie żeby tylko z nią nie zostawać ;P . Ehh no cóż mogę dodać normalnie zakochałam się w Maksie :D Kurde pójdę siedzieć za pedofilie -,- .
    No dobra , czekam na kolejny ; d .
    Pozdrowienia Wredota

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja również mam nadzieję, że Ada spisze się jako opiekunka. Mały Maks będzie musiał przyzwyczaić się do pani, która również będzie się nim zajmowała, zupełnie tak, jak tatuś. Jak tak czytałam o tym jego śnie, to od razu zrobiło mi się cieplej na sercu. Czyż to nie jest urocze, mały tak pięknie zapatrzony i podziwiający ojca? :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Lucas jest wspaniałym ojcem.

    OdpowiedzUsuń
  9. Super :) Zapraszam do mnie http://miloscisiatkowka.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  10. Kolejny świetny rozdział Marzenko,Mały Maksiu jest cuuudny!!!Czytam dalej kolejny rozdział.Myślę,że fajnie rozwinie się akcja pomiędzy Lukasem a Adą.

    OdpowiedzUsuń