Droga do domu mija
bardzo szybko i wesoło. Siedzę z moimi nowymi kolegami z tyłu samochodu tatusia
i raz po raz śmiejemy się z historii, które opowiadają Mateusz i Dominik. Pierwszy
chłopiec mówi, jak całkiem niedawno chcieli zagrać na komputerze swojego taty,
ale go zepsuli. Dostali wtedy porządną karę! Przez kilka dni nie mogli
wychodzić na podwórko i bawić się z innymi dziećmi. Jak można dawać dzieciom
karę? Nie rozumiem tego, bo tata nigdy mnie nie karał. Zawsze stara się mi
wytłumaczyć, co robię źle i mówi, że tak nie wolno. Z dużymi oczkami słucham
więc, co opowiadają chłopcy. Mnie to wszystko przeraża, ale oni się z tego
śmieją i uśmiechnięci wspominają wszystko.
- A nie baliście się, jak
rozrabialiście? – pytam cichutko.
- Oczywiście – mówi Mateusz – bo tata
zawsze po nas krzyczał.
- Ale potem wybaczał – dodaje Dominik
– i piekliśmy ciastka.
- Super – podziwiam moich kolegów –
też tak chcę.
Na
ich twarzach pojawiają się szerokie uśmiechy, dzięki czemu ja też się
uśmiecham. Już nie widać po mnie tego zdziwienia, jakie odczuwałem podczas
opowiadania – atmosfera się rozładowała, z czego ucieszyli się i nasi
tatusiowie. Oni też rozmawiają, ale nie wiem o czym. Chyba o swojej pracy,
dlatego postanawiam się nie wtrącać. Tego też zawsze uczył mnie tatuś: nie
wolno mieszać się w sprawy dorosłych, bo oni sami wiedzą najlepiej, jak je
załatwić. A że bardzo kocham tatę, biorę sobie do serduszka to, co mówi, bo nie
chcę, żeby było mu smutno. Po paru minutach ktoś przerywa moje fantazje. To tata,
który zdążył zaparkować nasz samochód.
- Maks – zwraca się do mnie – nie śpij.
- Naprawdę spałem? – pytam, bo nie
za bardzo wiem, co się dzieje.
- Nawet nie udawałeś, że nas
słuchasz – mówi smutno Mateusz.
- Przepraszam – mówię, a w moich
oczkach są już łzy.
- Nic się nie stało – włącza się
Dominik – może pójdziemy się pobawić?
Na
te słowa uśmiecham się szeroko i kilka razy podskakuję. Cieszę się, że poznałem
nowych kolegów, którzy są tacy fajni! W ogóle się ze mnie nie naśmiewają, ani
nie dokuczają! Czy tak właśnie zachowują się przyjaciele? Jeśli tak, to już
mogę nazwać ich przyjaciółmi. Oby później nie okazało się, że jednak są źli…
nie chcę zostać bez kolegów, bo będzie mi smutno…
###
W ten ponury dzień nie mam ochoty wychodzić gdziekolwiek.
Ciemne chmury zwiastują deszcz, który z wolna zaczyna siąpić na ziemię. Już po
paru minutach na chodnikach powstają duże kałuże, a ludzie chowają się w
bramach kamienic, by uniknąć przemoczenia. Taka pogoda zupełnie nie zachęca do
spacerów, dlatego też postanawiam nie opuszczać dziś swojego ciepłego lokum. Po
jakimś czasie moją uwagę, którą skupiam na wyglądaniu za okno, skutecznie
odwraca Maks. Malec, trzymając swojego misia, przytula się do mojej łydki. Delikatnie
odwracam się w jego stronę, po czym biorę go na ręce. Jego główka natychmiast
spoczywa na moim ramieniu, a mały nic nie mówi. Stara się jedynie ukryć
ziewnięcie, które rozdziera jego maleńkie usta.
- Jak ci się spało? – pytam, gdy wchodzimy do kuchni.
- Dobrze – odpowiada, uśmiechając się.
- A co ci się śniło? – staram się podtrzymać rozmowę.
- śniło mi się, że razem gramy w siatkówkę – Maks jest
wyraźnie rozpromieniony.
Kiedy słyszę, co mówi
mój kochany synek, robi mi się ciepło na sercu. Być może jego sen nie był do
końca takim, jaki go zapamiętał, ale to miłe usłyszeć, że dziecko podziela
pasję ojca. Maks może siatkarzem nie zostanie, bo jeszcze za wcześnie, by
typować zawód dla niego, ale jeśli obierze taką drogę będę z niego dumny. Zawsze
jestem dumny z mojego syna i nie potrafię sobie wyobrazić, jak wyglądało by
życie bez niego.
- Smacznego – mówię, stawiając przed synem talerz z
kanapkami.
- Wzajemnie – odpowiada, a na jego buzi znów widzę ten
promienny uśmiech.
Śniadanie mija nam w
dość przyjemnej atmosferze. Opowiadam małemu różne ciekawe historie, a ten
kwituje każdą z nich jedynie rozbrajającym dziecięcym śmiechem. To najlepsza
rzecz, jaką można usłyszeć w tak ponury dzień: radosny śmiech małego. Dopiero teraz
uświadamiam sobie, że urodzenie Maksa jest jedyną rzeczą, za którą jestem
wdzięczny byłej dziewczynie. Paradoksalnie, gdyby nie ona, nie było by Maksa, a
ja nie miałbym się o kogo martwić. To dzięki niej na świat przyszła ta kochana
istotka.
- Czemu nic nie mówisz? – pyta, wyraźnie zasmucony,
- Przepraszam – odpieram – zamyśliłem się.
- nie myśl tyle, bo cię zjedzą motyle – mówi ze śmiechem.
- Dobrze już – czochram go po głowie – jak zjadłeś, to
leć się ubrać, mamy gościa.
###
Kolejne godziny mijają nam na
wspólnej zabawie. Właśnie teraz, gdy mam zbudować małemu wieżę z klocków,
dzwoni dzwonek do drzwi. Obydwaj nie jesteśmy zadowoleni z tego, że ktoś nam
przerywa. Najchętniej w ogóle nie wstawałbym ani nie otwierał. Lecz dzwonek nie
milknie. Osoba stojąca za drzwiami raz po raz przyciska guzik znajdujący się
przy framudze. Niechętnie podnoszę się i kieruję kroki do przedpokoju. Już mam
ochotę ochrzanić osobę, która zakłóca nam spokój, lecz przypominam sobie, że
Grucha umówił mnie na rozmowę z opiekunką dla Maksa. Przyklejam więc do twarzy
najbardziej życzliwy uśmiech, po czym otwieram. Moim oczom ukazuje się całkiem
ładna brunetka w okularach. Uśmiechnięta, dobrze wyglądająca. Wydaje się lubić
dzieci. Bez słowa robię jej miejsce w drzwiach, by mogła wejść. W oka mgnieniu
zrzuca płaszcz i odstawia parasolkę do konta. Posyła mi kolejny uśmiech, a ja
daję znak, żeby poszła za mną.
- Czy to jest ten mały dżentelmen,
którym będę się opiekować? – pyta.
- Oczywiście – potwierdzam – to mój
syn Maks.
- Adrianna Staszewska – przedstawia
się, podając mi dłoń.
- Lucas Divis – odpieram, ściskając ową
rękę.
W
chwilę po oficjalnej prezentacji zajmuję sobie miejsce na kanapie. Maks
natychmiast wdrapuje się na moje kolana i nie ukrywa faktu, że nie jest
zadowolony z przyjścia opiekunki. Po raz kolejny cierpliwie tłumaczę mu coś, co
wydaje się być oczywiste. Staram pokazać się, że Ada nie jest złą osobą.
Stopniowo udaje mi się przekonać syna. Gdy wszystko jest w najlepszym porządku,
mały wraca do zabawy.
- Może pokażę ci, gdzie co jest? –
pytam wesoło.
- Chętnie się tu rozejrzę –
odpowiada.
Zostawiając
małego w salonie ruszamy na wycieczkę po mieszkaniu. Gestem dłoni pokazuję, pomieszczenia,
podchodzę do szafek, w których są ubrania małego, naczynia i inne rzeczy. Tłumaczę
przy okazji swoje oczekiwania dotyczące opieki nad małym. Ada wydaje się
chłonąć dokładnie każdą informację, czym robi na mnie bardzo dobre wrażenie. Po
paru minutach kończę oprowadzanie jej i wracamy do salonu.
- Więc o której mam się jutro
pojawić? – z ust brunetki pada pytanie.
- około ósmej trzydzieści – mówię,
gdy ona kończy zapinać płaszcz – do zobaczenia!
###
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba.
Pozdrawiam i do napisania w następnym tygodniu!
Jakieś pytania?
Zapraszam na fanpage opowiadania na facebooku.
Jestem pierwsza, jestem pierwsza! W końcu XD
OdpowiedzUsuńA swoją drogą.. Rozdział świetny. Zaczyna się dziać w ich życiu.. Oby same pozytywne rzeczy. Martwi mnie, bo Maks chyba ma złe przeczucia co do opiekunki, oby się nie sprawdziły. Z niecierpliwością czekam na kolejny i ślę buziaki najwspanialszej Autorce na świecie! ; ***
Rozdział
OdpowiedzUsuńciekawy. Miło się czyta o tym jak Maks ma taki dobry kontakt z tatusiem
:DFajnie, że Maks ma kolegów. :) A co do tej opiekunki to mam nadzieję,
że jest w porządku, bo Maksa ma chyba inne podejście do niej. Oby nie
było z nią kłopotów. Pozdrawiam i do następnego!
Muszę przyznać, że dzieci często mają nosa do niektórych ludzi - szkoda, że dorośli rzadko słuchają swoich dzieci... :/ Co do opka, to miejmy nadzieję, że Maks się myli - jeśli nie, to nie będzie dobrze :/ Czas pokaże. Odcinek bardzo mi się podoba i już czekam na kolejny ;D
OdpowiedzUsuńDzieci potrafią "wyczuć" drugiego człowieka i Maks nie jest jakoś przyjaźnie nastawiony do nowej opiekunki ale może to wynika z faktu,ze jest bardzo zżyty z ojcem i nie chce się z nim rozstawać. Mam jednak nadzieję,ze malec szybko zaprzyjaźni się z Adą:)
OdpowiedzUsuńMaks jest uroczy :D Kocham to dziecko :D Widać, że z ojcem czuje się najbezpieczniej , a relacje między nimi nie są sztuczne, bo tą miłość można gołym okiem zauważyć :) Szkoda tylko, że rozdziały są tak krótkie ;p Małe dzieci często sobie coś wymyślają, ale równie często widzą wszystko realnie, tak jak to wygląda. Maksowi wyraźnie nie spodobała się Ada, a ja zastanawiam się, jak będzie się zachowywać dziewczyna, żeby Maks był do niej przychylny. Już na początku będzie musiała się bardzo starać, żeby chłopiec zmienił o niej zdanie i ją polubił, bo w takiej sytuacji to podstawa :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejny, nulka :*
Komentowałam , ale gdzie jest ten komentarz !? to nikt nie wie ehh -,- .
OdpowiedzUsuńWięc tak po kolei rozdział mega mi się podoba i wiem co Maksiu kochany czuje do opiekunki heh sama kiedyś się mojej bałam i tworzyłam historie żeby tylko z nią nie zostawać ;P . Ehh no cóż mogę dodać normalnie zakochałam się w Maksie :D Kurde pójdę siedzieć za pedofilie -,- .
No dobra , czekam na kolejny ; d .
Pozdrowienia Wredota
Ja również mam nadzieję, że Ada spisze się jako opiekunka. Mały Maks będzie musiał przyzwyczaić się do pani, która również będzie się nim zajmowała, zupełnie tak, jak tatuś. Jak tak czytałam o tym jego śnie, to od razu zrobiło mi się cieplej na sercu. Czyż to nie jest urocze, mały tak pięknie zapatrzony i podziwiający ojca? :)
OdpowiedzUsuńLucas jest wspaniałym ojcem.
OdpowiedzUsuńSuper :) Zapraszam do mnie http://miloscisiatkowka.blog.pl/
OdpowiedzUsuńKolejny świetny rozdział Marzenko,Mały Maksiu jest cuuudny!!!Czytam dalej kolejny rozdział.Myślę,że fajnie rozwinie się akcja pomiędzy Lukasem a Adą.
OdpowiedzUsuń