Dzisiejszy dzień jest
moją zmorą. Za parę godzin razem z drużyną mamy wyjechać na mecz do Rzeszowa. W
związku z tym odczuwam strach – strach o Maksa, który po raz pierwszy zostanie
sam, z nową opiekunką. Co prawda Ada zrobiła na mnie dobre wrażenie, jednak mój
syn nie jest do niej przekonany, stąd mam obawy, co do zostawienia małego z
nianią. Jednak staram się o tym nie myśleć. Póki malec śpi postanawiam
przygotować się do wyjazdu. Wyjmuję więc swoją torbę na kółkach, po czym
zaczynam wkładanie niezbędnych do wyjazdu rzeczy. Na szczęście wszystko
znajduje się we właściwym miejscu, więc nie muszę niczego szukać. Kolejno
podchodzę do szafek, w których trzymam stroje, ubrania na zmianę, ręczniki i
temu podobne pierdoły. Wszystko spokojnie układam do torby, pilnując, by
niczego nie zapomnieć. Nie cierpię pakowania się, gdyż zawsze coś zostawiam.
Najchętniej w ogóle bym nie wyjeżdżał, a został z małym w domu. Jednak z bólem
serca przypominam sobie, że to nie możliwe. Jeśli nie pojadę, drużyna zostanie
bez jednego z atakujących, co w klubie jest równoznaczne z zerwaniem kontraktu.
A tego wolę uniknąć. Z całym szacunkiem do mojej byłej dziewczyny, nie chcę
podzielić jej losu. Nie chcę również, aby ktoś odebrał mi małego, tylko
dlatego, że nie potrafię zapewnić mu odpowiednich warunków do życia. Zawsze
ktoś może zacząć wrzucać mi kłody pod nogi, ale nawet jeśli, będę robić
wszystko, aby Maks mógł się spokojnie rozwijać. Kiedyś to sobie obiecałem i nie
zamierzam złamać słowa.
###
Kiedy kończę pakowanie, słyszę dźwięk otwieranych drzwi.
W progu mojej sypialni staje zaspany Maks, który trzyma w rączkach swojego
ulubionego misia – Huberta. Natychmiast przerywam wykonywaną czynność i
odwracam się w stronę malca. Chłopiec od razu wtula się w moje silne ramiona. Przez
kilka minut tkwimy połączeni uścisku. Jednak, gdy mały się ode mnie odrywa,
wyraźnie widać, że jest smutny. Jego oczka robią się szkliste, a miś ląduje na
podłodze. Po jego policzku płynie pierwsza łza. Widzę, jak małemu trudno jest
się ze mną rozstać, lecz niestety nie jestem w stanie temu zapobiec. Nawet
gdybym chciał coś zmienić, to nie możliwe. Bo przecież jak można wpłynąć na
zawód, w którym pracuję? Zawód siatkarza ma tę wadę, że niestety muszę dużo
podróżować, a nie zawsze mogę zabierać ze sobą synka.
- Tata, ja nie chcę, żebyś wyjeżdżał – Maks chlipie w
rękaw mojej koszulki.
- Ale muszę – odpowiadam równie smutnym głosem – to moja
praca.
- Proszę… - od tego łkania zaczyna mi się krajać serce.
- Słońce – mówię spokojnie – niedługo wrócę, a wtedy na
pewno zrobimy coś fajnego.
- Obiecujesz? – mały troszkę się rozpromienia.
- Obiecuję – odrzekam, ponownie go przytulając.
Obietnica złożona
synowi pomaga bardziej, niż się spodziewałem. Chłopiec w mgnieniu oka zapomina
o swoim smutku i chętnie pomaga w dokończeniu pakowania. Torba bardzo szybko
zostaje postawiona przy drzwiach. Natomiast ja, w towarzystwie Maksa udaję się
do kuchni, gdzie wspólnie przygotowujemy śniadanie. Co prawda mogłaby je
przygotować Ada, jednak mam trochę czasu do wyjścia, więc postanawiam spędzić
go razem z małym. Chcę, żeby chłopiec zdążył się nacieszyć moją obecnością, zanim
zostawię go aż na dwa dni.
- A będziesz mi kibicował? – pytam, kiedy chłopiec popija
kakao.
- Tobie, tatuś? – uśmiecha się tajemniczo – zawsze!
- Jesteś moim najwierniejszym kibicem – chwalę małego.
- A jest drugi taki, jak ja? – z ust malca pada pytanie.
- Oczywiście, że nie – mówię, czując ciepło rozlewające
się po sercu.
Jestem pewien, że pod
opieką siostrzenicy Piotrka małemu nic się nie stanie. Chociaż tęsknota za nim
już zaczyna dawać się we znaki, wiem, że gdyby nie przyjaciel, nie miałbym z
kim zostawić swojego synka. Zapewne zabrałbym go ze sobą, ale taka długa podróż
nie jest dobrym wyjściem, zwłaszcza dla trzylatka. Chociaż ciągle czuję strach,
wiem, że postępuję słusznie. Maks może tego nie zrozumieć, ale wszystko co
robię, robię dla jego dobra. Wtem po mieszkaniu rozlega się dzwonek do drzwi,
więc zmuszony jestem pójść otworzyć. Tak, jak się spodziewałem, w progu stoi
Ada. Uśmiecham się do niej, po czym robię miejsce, by mogła wejść.
- To ja w takim razie was zostawiam – mówię wesoło –
mały, bądź grzeczny!
- Dla ciebie wszystko, tatuś! – odpowiada, po czym mnie
przytula.
Jeszcze przez kilka
minut trwamy w takim bezruchu. Po raz kolejny myślę, jak bardzo chciałbym
zostać w domu, przy swoim jedynym dziecku. Lecz czas zaczyna mnie gonić i już
niestety muszę się spieszyć. Składam na czole malca pocałunek na pożegnanie, po
czym opuszczam swoje przytulne lokum.
###
Kiedy tatuś wychodzi, znowu robi mi się
smutno. Nie lubię, jak wyjeżdża, bo zawsze za nim tęsknię i czekam aż wróci. Chociaż
zawsze mówi mi, że to na krótko i tak po moich malutkich policzkach lecą łzy. Kocham
tatę i nie chcę, żeby coś mu się stało! Nie chcę też, w najgorszym wypadku,
mieszkać u innych ludzi, bo strasznie boję się obcych!
- Maks – słyszę, że Ada mnie woła –
na co masz dzisiaj ochotę?
- Nie wiem… - odpowiadam, chowając
się za kanapą.
- Spokojnie – opiekunka uśmiecha się
do mnie – może będziemy budować z klocków?
- Tak! Tak! Tak! – krzyczę, bo to
moja ulubiona zabawa.
Po
chwili wychodzę ze swojej kryjówki i podaję Adzie rękę. Idąc malutkimi
kroczkami, prowadzę ją do swojego pokoju. Niania cichutko zajmuje sobie miejsce
na dywanie i czeka, aż przyniosę klocki. Zdejmuję je z najniższej półki, bo tam
postawił je tatuś. Ale duże to pudło! Na początku wydaje mi się, że go nie
uniosę, ale na szczęście nie jest ciężkie. Mija tylko jedna mała chwilka, nim
przynoszę je do opiekunki i wysypuję na podłogę.
- Co byś chciał zbudować? – niania znowu
zadaje mi pytanie.
- Duży dom – odpowiadam – taki,
który pomieści mnie i tatę, i może jakieś zwierzątko.
- Pieska? - dopytuje Ada.
- Tak! – uśmiecham się.
Czuję,
że ona zaczyna głaskać mnie po główce. To miłe. No i Ada ma bardzo ciepłe ręce,
co sprawia, że dotyk jest fajniejszy. Nie lubię, jak ktoś zimnymi dłońmi dotyka
moich łapek, czy kładzie je na główce. Zawsze odpycham takie ogromne łapsko, po
czym tulę się do tatusia, o którym staram się teraz nie myśleć. Zamiast tego
skupiam się na wybieraniu klocków jednego koloru. Najpierw żółte, potem
niebieskie, a na końcu czerwone. Układam je na trzech osobnych kupkach, a po
chwili zaczynam budowę „ naszego” domu. Jak tata wróci to mu pokażę i opowiem,
jak będzie wyglądał w środku. Pewnie się ucieszy i będzie zadowolony, że nie
rozrabiałem.
Po długich godzinach domek dla mnie
i tatusia zostaje skończony. Ale się musiałem nagłówkować! Nie do końca
wiedziałem, jak go zbudować, żebyśmy się zmieścili, jednak udało mi się. Po
skończonej zabawie Ada zaprosiła mnie do kuchni na obiad, który dla mnie
przygotowała. Właśnie siedzę przy stole i wsuwam, aż mi się uszka trzęsą! Tak
się bałem, że bez taty będzie bardzo smutno, a jest zupełnie odwrotnie. Opowiem
mu wszystko, jak wróci!
- Nie mogę już – mówię, odsuwając od
siebie talerz.
- Dobrze – Ada znowu się uśmiecha –
w takim razie zostaw.
- I tak było pyszne – dodaję i
widzę, jak niania się cieszy.
###
Droga do Rzeszowa mija nam dosyć szybko. Siedzę w
autokarze razem z Gruszką, z którym raz po raz zaczynamy nowe konwersacje. Na
szczęście większość chłopaków śpi, więc nie musimy kamuflować się z tematami
naszych rozmów. Tylko Hain kręci się niespokojnie na swoim fotelu. Owsiki ma,
czy jak? W życiu nie widziałem, żeby dorosły facet zachowywał się tak
infantylnie. No, ale czego mogę oczekiwać od kolegów z klubu? Hmm… Niczego
ponad to, co właśnie wyczynia nasz szanowny środkowy.
- Hain, przestałbyś się wiercić! – staram się grzecznie
zwrócić uwagę swojemu koledze.
- Ty się Divis nie udzielaj – odpowiada – lepiej idź
sprawdzić, czy twój dzieciak nie płacze.
- Mały nic ci nie zrobił, więc zostaw go w świętym
spokoju! – odpowiadam.
- A może pójdziesz przygotować mu mleko? – środkowy wciąż
drwi – chętnie zastąpię Cię na boisku.
Nie mam ochoty wdawać
się w kolejne potyczki słowne z tym małolatem, dlatego też postanawiam mu nie
odpowiadać. Niech wie, że nie ma przed sobą szczeniaka swojego pokroju. Chociaż
z drugiej strony jego słowa mocno mnie zabolały, bo kocham swojego synka i nie
pozwolę, by ktoś źle o nim mówił. Piotrek nie musi go kochać, ani w ogóle
patrzeć w jego stronę, ale niech go nie obraża! Ciekawe, jak zachowałby się
szanowny pan środkowy, gdyby ktoś mówił tak o nim? Pewnie obraziłby się na cały
świat, włącznie z najbliższymi i płakał gdzieś w ukryciu. Tak samo czuje się
pewnie mój Maks, gdy musi słuchać, co ten kretyn wygaduje! Jej, aż współczuje
jego rodzinie, że musi znosić wśród siebie takiego matoła!
- Lucas – słyszę gdzieś obok siebie głos Gruszki – nie przejmuj
się.
- Próbuję – odpieram, gdy czuję na sobie baczne
spojrzenie kumpla.
- Nie możesz mu się dać prowokować! – nasz kapitan
próbuje mi radzić.
- Łatwo się mówi – odrzekam smutnym głosem.
- Stary, naprawdę nie przejmuj się – Gruszka jak zwykle
nie daje za wygraną.
- Jesteśmy w Rzeszowie – w autokarze rozlega się głos
trenera, co kończy naszą rozmowę.
###
Witam, witam!
Przepraszam Was za to małe spóźnienie, ale późny powrót z meczu
skutecznie uniemożliwił mi dokończenie notki.
Zapraszam wszystkich na fanpage.
Jakieś pytania?
ŚWIETNEEE :D/Aga
OdpowiedzUsuńNo i rozdział konkret :D Lucas, weź się w garść, dziecku nie dzieje się krzywda! Wszystko jeszcze będzie dobrze, wierzę w to :)
OdpowiedzUsuńTrudno, że rozdział spóźniony, lepiej później a dopracowany, niż na czas i byle jak. :****
Fajny rozdział Marzenko i fajny wątek z Lukasem,małym Maksiem i nową postacią opiekunką Adą-zaczyna się fajna akcja i robi się ciekawie!Pozdrawiam Marzenko i czekam na następny rozdział...
OdpowiedzUsuńPiotrek zachował się jak małe dziecko. Może jak sam zostanie ojcem i będzie je samotnie wychowywał to zrozumie Lucasa? Co do maksa to dobrze,ze powoli przekonuje się do Ady:)
OdpowiedzUsuńAj trzasnąć Haina patelnią, może coś pomoże. Ada nie jest taka zła jak się Maksowi wydawało, dobrze, że się do niej przekonał.
OdpowiedzUsuńRozdział fajny ;)
OdpowiedzUsuńSmutny wątek jak Maks musiał pożegnać się z Tatą, ale dobrze, że z nianią było mi tak samo dobrze jak z Lukasem ;D
Może mały przekona się do tej opiekunki, bo wydaje się jak na pierwszy raz bardzo miła dla dzieci ;)
A Hain zachował się strasznie ... nie wie jak to jest mieć tylko jedną osobę, którą się kocha. ;)
Pozdrawiam i do następnego !! :**
Nowy wpis na naszym blogu!! Mam nadzieje, że się spodoba :) http://miloscisiatkowka.blog.pl/
OdpowiedzUsuńLucas pierwszy raz wyjeżdża bez Maksa. Dziecko boi się, że zostanie bez rodzica. To smutne. Szkoda mi również atakującego, bo kilku kolegów z drużyny nie potrafi go zaakceptować. Mam nadzieję, że jeszcze ich do siebie przekona.
OdpowiedzUsuńciekawe :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na NOWY WPIS na blogu http://miloscisiatkowka.blog.pl/
OdpowiedzUsuńBardzo rozczulił mnie fragment,w którym Maks opowiadał.
OdpowiedzUsuńTo zupełnie inna perspektywa świata :) Cieszę się,że opisujesz przeżycia malca.
Czekam na następny i zapraszam do mnie Marzenko ;*