sobota, 4 maja 2013

Rozdział 13

Już od paru godzin siedzę przy łóżeczku chorego Maksa. Pomimo tego, że chłopiec  przez większość czasu śpi, nie pozwala, abym zostawił go samego. Z największą cierpliwością, na jaką mnie stać w tej chwili, dotrzymuję synkowi towarzystwa. Szczerze powiedziawszy, mam już serdecznie dosyć bezczynności, jaka mnie dopadła. Wiem, że spędzając czas przy małym, nie pomogę mu wyzdrowieć. Jednakże nie jestem w stanie wytłumaczyć trzylatkowi, iż mam swoje obowiązki, którym muszę podołać.
            - Maks! – nagle o czymś sobie przypominam – musisz wziąć lekarstwo.
            - Ale ja nie chcę! – w jego oczkach od razu zbierają się łzy.
            - Mały… - wzdycham ciężko – jak nie weźmiesz leku, to nie wyzdrowiejesz.
Nie czekając na odpowiedź, wychodzę. Kieruję swoje kroki do kuchni, skąd biorę leki. Układam je na niedużej tacy, po czym wracam do pokoju synka. Gdy malec widzi, jak stawiam specyfiki przy jego łóżku, od razu chowa się pod kołdrę. Skulony w sobie zaczyna cichutko płakać. Chciałbym mu wytłumaczyć, że musi zażyć antybiotyk, ale nie jestem w stanie. Generalnie rzecz biorąc, nie mam ani siły, ani ochoty na jakiekolwiek wyjaśnienia.
            - Maks, proszę cię – mówię, starając się opanować głos.
            - Ale to jest niedobre! – chłopiec próbuje oponować.
            - Jasna cholera! – siarczyste przekleństwo niepostrzeżenie wyrywa się z mojej krtani.
Nie zważając na obecność synka w pomieszczeniu, wstaję i idę w kierunku niedużej komody. Na jej wierzchu stoją ramki z naszymi wspólnymi zdjęciami, które jednym ruchem strącam na podłogę. W pokoju mojego syna rozległ się głośny huk. W chwilę po tym słyszę, jak mały wybucha. To nie jest już cichutkie łkanie, a zawodzenie spowodowane strachem. Ku mojemu zaskoczeniu w ogóle nie jest mi przykro. Wiem, że powinienem mieć do siebie pretensje, lecz nic takiego nie następuje.
            - Weźmiesz to lekarstwo, czy nie?! – pytam, podnosząc głos.
            - Do… do… dobrze… - malec odpowiada przez łzy.              
Wystraszony maluch wynurza się z pod kołdry. Natychmiast przytula swojego misia, który poniekąd daje mu poczucie bezpieczeństwa i wiarę, że nic złego się nie wydarzy. Na powrót siadam przy jego łóżku i zajmuję się przygotowaniem odpowiedniej dawki poszczególnych leków. Maks nie jest tym zachwycony, lecz nie interesuje mnie to. Wciąż jestem zdenerwowany jego wcześniejszym zachowaniem.
            - Proszę – podaję mu tabletkę od bólu gardła – nie musisz jej połykać.
            - Tatuś, nie męcz mnie już… - mały bierze lek ze łzami w oczach.
W ułamku sekundy robi mi się ogromnie żal mojego synka. Co prawda złość nie opada, lecz nie potrafię patrzeć na malca, który zmaga się z silnym odruchem zwrócenia zawartości swojego żołądka. Serce podpowiada mi, abym go przytulił, jednakże nastrój, w którym się obecnie znajduję, skutecznie mnie przed tym powstrzymuje. Postanawiam opuścić jego pokój, żeby nie poddać się wpływom chorego malca.
            - Tatuś, zostań – będąc w progu słyszę błagalną prośbę małego.
            - Nie mogę – odpieram sucho – mam coś bardzo ważnego do zrobienia.
Kątem oka widzę, jak po policzkach Maksa płyną kolejne łzy. Jednak malec nic już nie mówi. Jedynie przytula swojego misia i stara się zasnąć. Jego zadanie jest ułatwione, ponieważ słabe samopoczucie nie pozwala mu na dziecięce harce. W gruncie rzeczy to nawet dobrze. Skoro mały się rozchorował, powinien teraz wypocząć, a sen jest ku temu świetną okazję. Przez krótką chwilę obserwuję, jak Maks odpływa do krainy Morfeusza. Gdy już śpi, podchodzę jeszcze do jego łóżeczka i okrywam jego drobne ciałko kołdrą.
            - Ada? – pytam, gdy połączenie zostaje zaakceptowane – wpadniesz dziś przypilnować małego?
            - Z przyjemnością – odpowiada moja rozmówczyni – o której mam być?
            - Czekam na ciebie za pół godziny – odrzekam – do zobaczenia!
Kiedy rozmowa dobiega końca, odkładam telefon na stolik w salonie. W chwilę po tym kieruję się do swojej sypialni, gdzie zmieniam ubranie przed wyjściem. Mam już serdecznie dosyć siedzenia w domu, więc wychodzę na piwo. Przezornie nie dzwonię do żadnego z chłopaków. Nie chcę, by moje problemy przekładały się na pracę, a co za tym idzie na jakość mojej gry.
            - Witaj – nagle słyszę, że w domu pojawiła się Ada – gdzie jest mały?
            - Maks jest u siebie – mówię – śpi, bo jest chory.
            - Ojejku… - na twarzy opiekunki maluje się smutek – mam nadzieję, że wyzdrowieje.
            - Z pewnością – uśmiecham się cierpko – leki znajdziesz w kuchni, wszystko jest opisane.
Kiedy szykuję się do wyjścia, zauważam, że Ada ze zrozumieniem potakuje głową. Co prawda już zamierzam opuścić mieszkanie, gdy przypominam sobie o kolejnych rzeczach, które powinienem jej przekazać. Tak więc, zanim oddam się smakowaniu ulubionego trunku, tłumaczę, aby przygotowała dla małego obiad i podała mu wieczorną porcję antybiotyku. Poza tym proszę o pomoc małemu w wykąpaniu się i zmianie piżamki. Gdybym mógł, sam bym się tym wszystkim zajął. Aczkolwiek nie mam dziś siły, by zajmować się marudnym synem.
            - Będę wdzięczny, jeśli sprzątniesz szkło, które jest na podłodze w jego pokoju – mówię jeszcze – ja tym czasem idę.

###


            Prawie udaje mi się zasnąć, kiedy słyszę dzwonek do drzwi. Wydaje mi się, że to Ada, dlatego nie mam ochoty zwlekać się z mojego cieplutkiego łóżeczka. Wszystko mnie jeszcze boli, więc trudno jest biegać po domu w świetnym humorze. Jednak moja ciekawość zwycięża nad chęcią odpoczynku. Ocierając łezki, siadam na swoim łóżeczku. Wkładam kapcie przypominające żółte kaczuszki i kieruję się do przedpokoju. Tak jak przypuszczałem, w naszym mieszkaniu jest już Ada. Moja niania właśnie zdejmuje ciepłą kurtkę, którą zostawia na jednym z wieszaków w dużej szafie.
            - Jak się czuje mój mały książę? – pyta, przytulając mnie.
            - Źle – odpowiadam – nawet bardzo źle.
            - Ojejku… - na twarzy niani pojawia się troska – chodź, obejrzymy bajkę.
Nie czekając na to, aż opiekunka zamknie drzwi za tatą, idę do salonu. Układam się wygodnie na dużej sofie i czekam aż Ada do mnie przyjdzie. Jak się okazuje, bardzo krótko rozmawia z moim tatą. To właśnie dlatego po upływie paru minut jest już obok. Przykrywa mnie grubym kocykiem, a później poprawia poduszki pod  główką.
            - Co byś chciał obejrzeć? – pyta po chwili ciszy.
            - Króla Lwa! – mówię bez wahania, czując bolące gardełko.
Niania posyła mi kolejny uśmiech, po czym podchodzi do telewizora, pod którym tata ustawił odtwarzacz DVD. Wsuwa do niego płytę. W chwilę później film się zaczyna, a Ada zajmuje miejsce obok mnie. W takich chwilach, jak te, zupełnie zapominam, że boję się opiekunki i nigdy nie wiem, czym się zdenerwuje. Staram się, jak mogę, żeby nie zwracać na siebie uwagi, ale nie zawsze potrafię. W końcu jestem tylko dzieckiem i nie wyobrażam sobie, żebym mógł siedzieć cichutko i zajmować się tym, co najczęściej robią dorośli. Ja potrzebuję zabawy, kolegów, a także biegania na podwórku. Już od paru dni tęsknię za spacerami z tatusiem albo zabawami z synami wujka Piotrka.
Chociaż bajka jest naprawdę ciekawa, nie mam już siły jej oglądać. Moje oczka robią się coraz bardziej ciężkie, a ja nie jestem w stanie opanować opadania powiek. Resztkami sił staram się przed tym powstrzymać, ale nie mogę.
            - Ada – mówię do niani bardzo cichutko – wyłączysz już tą bajkę? Chcę spać.
            - No dobrze – uśmiecha się i poprawia mi kocyk – może zrobię ci coś do jedzenia, jak wstaniesz?
            - Nie musisz – odpieram spokojnie – boli mnie gardełko i nie jestem głodny.
            - Okej – znów prezentuje swój uśmiech – jak zgłodniejesz to mi powiedz.
Kiedy w pokoju robi się cicho, znów staram się zasnąć. Odwracam się w stronę oparcia, a później liczę piłki do siatkówki. Tego sposobu nauczył mnie tatuś, gdybym długo nie zasypiał. Na całe szczęście wyobrażanie przeskakujących przez siatkę piłek nie jest dzisiaj potrzebne. Zmęczenie bierze nade mną górę i już po paru minutach udaję się do krainy Morfeusza.


###


            Po paru godzinach budzi mnie intensywny zapach, dobiegający z kuchni. Nadal osłabiony wkładam na stópki kapcie, po czym kieruję się w stronę wspomnianego pomieszczenia. Gdy staję w progu, znów widzę Adę. Uśmiechnięta niania smaży coś dla mnie. Jeszcze nie wiem, co to jest, ale czuję się już trochę głodny. Moja opiekunka zauważa, że już jestem i pomaga mi usiąść na ulubionym krzesełku, na którym siedzę zawsze, gdy jemy coś dobrego z tatą.
            - Głodny? – niania pyta wesoło.
            - Troszeczkę – odpieram cichutko, bo jeszcze boli mnie gardło.
Po krótkiej chwili niania stawia przede mną talerz z udekorowanym naleśnikiem. I chociaż wygląda zachęcająco, jem bardzo powoli. Wkładam do buzi naprawdę malutkie kawałki, bo nie umiem więcej połknąć. Nadal czuję, że szpilki drapią moją szyję od środka. Po dłuższym czasie odsuwam od siebie talerz z niedokończoną potrawą. Ta jedna chwila sprawia, że cały dobry nastrój znika. Atmosfera w naszej kuchni robi się bardzo ciężka. Uśmiech z twarzy opiekunki znika, a spojrzenie robi się naprawdę nieprzyjemne. Czuję, że robi mi się zimno, a na moich rączkach powstaje gęsia skórka.
            - Masz to zjeść, gówniarzu! – z jej krtani wydobywa się krzyk.
            - Ale… ja już nie chcę… -  mówię ze łzami w oczkach.
            - Nie interesuje mnie to! – niania nadal krzyczy.
Nawet nie potrafię powiedzieć, kiedy Ada na siłę wsuwa mi do buzi tego nieszczęsnego naleśnika. Jedyne, co pamiętam to to, że zaciskałem usta w wąską kreskę, żeby nie mogła mnie zmusić. Jednak to w niczym nie pomogło, bo opiekunka zdejmuje mnie z krzesełka i, stawiając na podłodze, daje mocnego klapsa w pupę.
            - A teraz marsz do łóżka! – krzyczy, wskazując drzwi do mojego pokoju.


###

            Cała złość opada ze mnie dopiero podczas zabawy w klubie. Problemy, jakie zaczął stwarzać dziś Maks, wydają się bardzo odległe. Bardzo kocham swojego synka, bo jest jedyną bliską mi osobą na tym świecie, ale dzisiaj moja cierpliwość po prostu się skończyła. Teraz, kiedy właśnie odchodzę od baru z kolejnym tego wieczoru drinkiem, odpycham od siebie wszystkie ponure myśli. Nie jestem w stanie już dłużej się nad tym zastanawiać, ponieważ wyrasta przede mną całkiem ładna blondynka. W pierwszej chwili nie zauważam dziewczyny, dlatego też wylewam na nią swojego drinka.
            - Przepraszam bardzo – mówię zmieszany – wcale nie chciałem…
            - Ale nic się przecież nie stało – dziewczyna uśmiecha się do mnie.
            - Naprawdę? – nie mogę uwierzyć w to, co słyszę.
            - Tak – jej uśmiech staje się jeszcze szerszy.
Nasza rozmowa toczy się w całkiem przyjemnej atmosferze. Gawędzimy o wszystkim i niczym, za co właściwie jestem jej wdzięczny. Nie muszę martwić się o to, co miało miejsce wcześniej. Maks jest przecież pod dobrą opieką i z całą pewnością niczego mu nie brakuje.
            - Myślałeś już o zadośćuczynieniu za ubrudzenie sukienki? – dziewczyna przerywa ciszę, jaka zapanowała przez moment w naszej loży.
            - Hmm… - mruczę, drapiąc się po głowie – a może wyjście na kawę?
            - Tylko? – moja towarzyszka wydaje się zawiedziona.
            - No dobrze – wzdycham – wybierzemy się do jakieś galerii i odkupię twoją sukienkę.
Atmosfera, która zdążyła się zagęścić, znów się rozładowuje. Na nasze twarze wracają uśmiechy, a humor znacznie nam się poprawia. Ponownie wychodzimy na parkiet, gdzie od razu porywam ją w ramiona. Towarzyszy nam akurat wolna piosenka, więc zaczynamy się kołysać w rytm kolejnych taktów utworu. Lecz dobry nastrój jak szybko się pojawił, tak szybko znika. W tłumie bawiących się ludzi dostrzegam burzę rudych, krótko obciętych włosów. Mam nieodparte wrażenie, że to Katherina, matka Maksa. Ale… zaraz, zaraz… skąd ona mogłaby się tutaj wziąć. Przecież z tego, co wiem, ona nadal mieszka w Berlinie i nie ma pojęcia, że jesteśmy z małym tutaj.
            - Co się stało? – towarzysząca mi blondynka wyrywa mnie z nieprzyjemnej konsternacji.
            - Nic, nic… - odpieram pospiesznie.
            - Przecież widzę – moja towarzyszka zaczyna nalegać.
            - Mam wrażenie, że gdzieś tutaj jest moja była – wyrzucam z siebie.
            - Ale co ona mogłaby tutaj robić?
            - I tego właśnie nie mogę zrozumieć – odpieram, po czym opuszczam klub.

12 komentarzy:

  1. Ale świetne! Wszystko nagle zaczyna się komplikować.. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę się działo w końcu. Co do pierwszej części się nie wypowiem, bo czytałam to już i wtedy pisałam, że podoba mi się. Pojawienie się Ady dodało trochę zamętu, niby taka sympatyczna ale jednak coś musiało się wydarzyć w jej życiorysie, że potrafi tak diametralnie zmienić swoje nastawienie. Lukas na imprezie całkiem spoko, tylko ta blondynka mi nie pasuje, w sumie na początku było wszystko pięknie, tylko po tym tekście z sukienką trochę się zawiodłam, ale jestem ciekawa jak to dalej pociągniesz. No i pojawienie się rzekomej matki Maksa, no no ciekawe kogo on dojrzał w tym tłumie i czy to aby na pewno była ona ;).

    OdpowiedzUsuń
  3. Ada jest okropna :/ Jak można tak zachowywać się w stosunku do małego dziecka ? Być może jak pisała Etienne, jakieś wydarzenia z dzieciństwa np. są tego źródłem ? Na pewno potem się to jakoś wyjaśni. Mam nadzieję, że szybko to się skończy ;)
    Co do Lucasa rozumiem, że jest mu ciężko, ale on tez nie jest święty - przecież w ten sposób krzywdzi dziecko :/ Następnym razem powinien ugryźdź się w język zanim powie coś takiego do Maksa :/
    Ta blondyneczka w klubie - ciekawa jestem, jak to się dalej rozwinie... ;D
    Padłam na koniec, jak przeczytałam, że matka Maksa być może już tu jest. To nie wróży nic dobrego...

    Odcinek świetny, czekam z niecierpliwością na kolejne ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział ciekawy... Szkoda mi Maksa ... Ada .. coraz bardziej mi się ona nie podoba. biedny Maks. Powinien powiedzieć Lukasowi o tym zajściu i o tym jak zamknęła go w łazience.. A co do Lukasa to nie spodziewałam się, że może powiedzieć tak do Maksa. W tym rozdziale Maks nie może czuć się w ogóle bezpieczny bo jak nie Ada to Lukas ... jego to wszystko rani.. Ma tylko Lukasa a zawiódł się na nim.. Biedny Maks ;(
    Ciekawi mnie ta dziewczyna ;d Pewnie bd coś z nią ciekawego..
    Mam nadzieję, że to tylko jakieś złudzenia Lukasa z tym, że matka Lukasa była w tym klubie... a jeśli to prawda to będą jakieś kłopoty.

    Czekam z niecierpliwością na następny !
    Pozdrawiam ! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprawka: że matka Maksa *

      Usuń
    2. Nic nie szkodzi :) domyśliłam się ;p

      Usuń
  5. Ja tam rozumiem Lucasa, bo i jemu odpoczynek też się czasami przyda. Musi czasami oderwać się od rzeczywistości, chociażby takim wypadem na piwo. Ojciec musi raz na jakiś czas się wyszumieć. :)
    nie rozumiem Ady, ta kobieta ma jakieś wahania psychiczne. niech Divis ją zwolni, bo naprawdę mam dosyć tego przymilnego babsztyla.
    pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmmm... moment na ogarnięcie...
    Już.
    Ja rozumiem, że choroba może być przytłaczająca, człowiek jest ospały i w ogóle, ale jeśli chore jest dziecko nie powinno się na niego wrzeszczeć. Lukas wydaje się lekko podminowany, dobrze że poszedł na imprezę, trochę się wyładował i może już nie będzie krzyczał?
    Ale nie podoba mi się zachowanie Ady wobec Maksa. Niby taka miła, grzeczna, ułożona, a jednak coś się chyba stało, że tak diametralnie zmieniła swoje zachowanie i nastrój. Co to mogło być?
    A ta nieznajoma? Czy jest to ta osoba, o której rozmawiałyśmy na gg? Czy może raczej nie ona?
    A co do postaci Maksa w tym odcinku, strasznie mu współczuję, gdy jest się chorym nic nie jest łatwe a tu jeszcze krzyczący ojciec i niańka... przekichane. Oby szybko wyzdrowiał :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozumiem,ze Lucas może byc czasem zmęczony, chce odpocząc itp. ale to jeszcze nie powód żeby wyżywac się na synku. Ada ma chyba rozdwojenie jaźni lub coś w tym stylu bo zachowuje sie naprawdę dziwnie, i jeszcze te jej wahania nastroju...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja już w ogóle Ady nie rozumiem.

    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ada zachowuje się tak, jakby postradała rozum. Te zmienne nastroje... To nie przemawia na jej korzyść. Szkoda mi Maxa, bo pomimo tego, że Lucas może być sfrustrowany ciągłą opieką nad synem, to nie powinien się na nim wyżywać. Biedne dziecko, nie dość, że nie czuje się najlepiej, to ojciec, najukochańsza osoba jaką malec posiada, zachowuje się nie tak jak na ojca przystało, to jeszcze opiekunka, która traktuje go okropnie. Zdaję sobie sprawę, że chore dziecko potrafi być markotne w trakcie choroby, czasem nawet nie do zniesienia, ale dwoje dorosłych, którzy w tym ciężkim okresie dla Maxa powinno go wspierać i mu pomagać, najbardziej zawodzi... Ciekawa jestem, czy ta kobieta to rzeczywiście matka Maxa, a jeśli tak, to co ją sprowadza w to miejsce... Mam nadzieję, że Lucas szybko się opamięta i wróci do domu, szybko odprawiając Adę, bo ta dziewczyna wyrządza mu straszną krzywdę i nie chodzi mi tu tylko o przemoc fizyczną... Cieszę się, że Lucas kogoś poznał, tylko, czy to właśnie ta jedyna i właściwa kobieta? Mam nadzieję, że już nie długo uzyskam odpowiedź na nurtujące mnie pytania ;)
    Pozdrawiam i czekam na kolejny, nulka :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Biedny Maks stale boi się opiekunki :\ mam nadzieję,że cała sprawa ujrzy kiedyś światło dzienne i Ada odpowie za swoje czyny.
    Co do końcówki rozdziału to znowu mnie zaskoczyłaś i z niecierpliwością czekam na rozwój akcji :)

    OdpowiedzUsuń