Kiedy Adzie wreszcie udaje się
zamknąć na klucz drzwi do naszego domku, schodzi do mnie. Jest bardzo
zdenerwowana. Dlatego boję się cokolwiek powiedzieć, żeby nie zdenerwować jej
jeszcze bardziej. Ale rączka tak mnie boli, że nie mogę nie płakać. Cichutko
łkam, zasłaniając oczka drugą łapką. Lecz ona wydaje się wszystko słyszeć. Jej
spojrzenie jest takie groźne, że gdyby mogła zabijać, to już dawno bym nie żył.
- Czego znowu płaczesz? – Ada gromi
mnie wzrokiem.
- Ała! – z mojego gardełka wydobywa
się krzyk – rączka mnie boli!
- To miało boleć – mówi przez zęby,
po czym zapina mnie w foteliku.
Nie
wiem, kiedy dojeżdżamy do szpitala. Ze snu wyrywa mnie stukot kroków, których w
tym miejscu jest bardzo dużo. Po chwili moja niania wyjmuje mnie z samochodu.
Znów niechętnie bierze mnie na swoje ręce i kierujemy się w stronę dużych
drzwi. Na początku nie za bardzo rozumiem, gdzie jesteśmy. Dopiero po jakimś
czasie zauważam, że Ada zabrała mnie do szpitala. Nigdy w takim miejscu nie
byłem, więc trochę się boję. Jednak opiekunka nie zwraca na to najmniejszej
uwagi. Zamiast tego podchodzi do dużej lady i pyta pani w białym fartuchu, czy
może przyjąć nas jakiś lekarz. Jest nazbyt miła i zdenerwowana. To aż do niej
nie podobne! Chociaż tutaj, w szpitalu nie może być dla mnie niedobra. Musi się
opanować, żeby pan doktor nie uznał jej za złą mamę lub opiekunkę. Dopiero po
jakimś czasie bardzo młoda pielęgniarka poprosiła nas do gabinetu.
- Tylko spróbuj powiedzieć, że ja
cię zepchnęłam ze schodów, to uduszę – mówi ledwo słyszalnym szeptem.
Czując
rosnący w moim serduszku strach, potulnie kiwam główką. Niania czochra mnie po
moich jasnych włoskach i lekko się uśmiecha. Tuż po wejściu do gabinetu
ostrożnie zdejmuje ze mnie kurteczkę, którą wiesza na swoim krześle. Pan doktor
podchodzi do mnie, oglądając bolące mnie miejsca.
- Co się stało, młody człowieku? –
pyta z uśmiechem.
- Ja… ja… ja… się przewróciłem –
odpowiadam powoli.
- Podłoga była śliska, a ja nie
zdążyłam mu o tym powiedzieć – do rozmowy włącza się Ada.
- No, dobrze – lekarz znowu się
uśmiecha – musimy zabrać cię na prześwietlenie.
Opiekunka
bez słowa bierze mnie znowu na ręce, po czym idzie za panem doktorem. Nadal widzę,
że nie jest z tego wszystkiego zadowolona. Dodatkowo mruczy pod nosem bardzo
nieprzyjemne słowa, wobec mnie. Jej zdaniem jestem głupią łamagą, która nie
potrafi sama zejść ze schodów. Wiem, że to nie jest prawda. Wiem również, że
niania mnie nie lubi i opiekuje się mną, bo chce być blisko mojego taty. Jednak
teraz nie mogę o tym myśleć, bo boję się badania. Wszyscy, poza Adą uśmiechają
się tam do mnie i mówią, żebym się nie bał. Właściwie to nawet nie ma czego. Prześwietlenie
nie boli.
###
Kiedy pan doktor ma już wyniki moich
badań, wracamy do jego gabinetu. Przez chwilę wpatruje się w zdjęcia moich
kości i nie jest zadowolony. Mówi, że rączka jest złamana, więc będzie musiał
założyć mi gips.
- Czy mogłaby się pani skontaktować
z jego ojcem? – pyta lekarz rzeczowo – musimy go powiadomić o wypadku synka.
- Zaraz, zaraz… - niania sięga do
swojej torebki – niestety nie wzięłam telefonu.
- To nie dobrze… - pan doktor znów
się zasępia – a może zna pani na pamięć?
- Bardzo mi przykro – na twarzy
mojej niani pojawia się udawany smutek.
Lekarz
kiwa głową, nie mogąc zrozumieć, dlaczego niania nie może skontaktować się z
tatą. Przecież to jest wręcz nie możliwe! Ona nie chce do niego zadzwonić, żeby
nie wydało się, że mnie bije! Ada się po prostu boi!
- To jak? – pan doktor przerywa milczenie
– przypomni sobie pani numer telefonu taty chłopca?
- Dobrze – opiekunka kapituluje
dopiero po dłuższej chwili.
Jak
się okazuje, ona wcale nie zapomniała swojego telefonu, tylko leżał na samym
dnie jej torebki. Znajduje go więc, po czym dyktuje panu naprzeciwko szereg
cyferek. Nie patrząc na nią mężczyzna wykonuje telefon. Informuje mojego
tatusia o wypadku, po czym zaczyna zakładanie mi gipsu na rączkę. Trwa to
zaledwie parę minut i tak zabawnie łaskocze! Śmieję się cichutko razem z panem
doktorem. To wszystko wygląda tak, jakbyśmy byli dobrymi kolegami.
- Na nóżkę założę ci tylko opatrunek
i przepiszę maść – mówi do mnie – za kilka dni będziesz mógł chodzić.
- Będę mógł chodzić?! – nie mogę
uwierzyć w jego słowa.
- Tak – lekarz znów się uśmiecha – a
pani radzę lepiej zajmować się chłopcem.
Niania
znów kiwa potakująco głową, chociaż ja wiem, że w środku się gotuje. Bierze jeszcze
receptę na lekarstwa i zaczyna mnie ubierać.
- A to dla ciebie – mówi pan doktor
i podaje mi lizaka – za to, że byłeś taki dzielny.
Ada
niechętnie patrzy, jak biorę słodycz od mężczyzny i go odpakowuję. W chwilę
później znów bierze mnie na ręce. Później się żegna i wychodzimy. W drodze
powrotnej nie zaszczyca mnie nawet jednym słowem. W sumie to nawet dobrze. Wsłuchując
się w tą błogą ciszę, zasypiam.
###
- Dzień dobry. – słyszę, gdy
odbieram telefon – z tej strony Karol Łukasik. Lekarz chirurgii dziecięcej w
szpitalu w Olsztynie.
Kiedy słyszę,
kto i w jakiej sprawie do mnie dzwoni, stopy się pode mną uginają. Zostawiając
synka pod opieką Ady, ufałem, że zajmie się nim najlepiej, jak potrafi. A tym
czasem Maks ulega wypadkowi, bo poślizgnął się na niedawno umytej podłodze. Teraz
mam szczerą ochotę ją udusić. Co za nieodpowiedzialna baba! Gdybym teraz był w
domu, już dawno straciłaby pracę. Jednak nie ma nikogo, kto zająłby jej
miejsce. Dlatego też muszę na razie się powstrzymać.
- O co chodzi? – pytam po paru
sekundach milczenia.
- Pański syn złamał sobie rękę i
skręcił kostkę – słyszę – według niani poślizgnął się.
- Rozumiem – udaje mi się wykrztusić
– czy to coś poważnego?
- Na szczęście nie – mówi specjalista
– chłopiec za parę dni będzie mógł chodzić.
Gdy słyszę, że
mały szybko z tego wyjdzie, z mojego serca spada ogromny kamień. Nagle zdaję
sobie sprawę, iż wypadek, któremu uległ Maks nie był celowy. W końcu jak można wytłumaczyć
dziecku, że nie może biegać, kiedy podłoga jest mokra? Cała złość, jaka
zrodziła się we mnie w stosunku do Ady opadła tak szybko, jak się pojawiła. Zrobiła
wszystko, co mogła, aby udzielić małemu pomocy.
- chłopiec pyta, kiedy pan wróci do
domu – chirurg wyrywa mnie z dziwnego letargu.
- Wrócę jutro – odpieram.
- A więc do widzenia – mówimy w tym
samym momencie.
Obracam w
dłoniach miniaturowego Fiśla, którego kupiłem dla małego przed meczem. Z jednej
strony cieszę się, iż niania udzieliła Maksowi pomocy, a z drugiej mam wobec
niej poważne wątpliwości. Muszę się jej uważnie przyjrzeć – postanawiam.
- Divis, zwijaj się – za drzwiami
słyszę głos Ferensa – zaraz jedziemy!
Mam nadzieję,że Lucas wyrzuci Adę z pracy bo to co teraz zrobiła to przechodzi ludzkie pojęcie. Rozumiem,że może ma problemy ale powinna wykazać inicjatywę, że chce się leczyć a wygląda na to,że nie ma na to najmniejszego zamiaru.
OdpowiedzUsuńBłagam, niech ktoś zabierze Maksa z dala od tej baby, bo nigdy nie wiadomo, co takiej strzeli do głowy. Skoro mogła dopuścić do złamania rączki, to aż strach pomyśleć, na co ją stać. Przeraża mnie, tak po prostu. Lucas, proszę cię, tym razem nie przepuść jej tego z łatwością, niech za swoje błędy zapłaci, parszywa baba.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Co za baba ... Niech Lukas ja wywali z tej roboty bo to jest strach zostawiać pod jej Maksa. Moim zdaniem Maks powinien powiedzieć od razu Lukasowi jak wróci co się stało te wszystkie sytuacje, zamykanie w toalecie itp , a teraz to zepchnięcie ze schodów. Gdyby Lukas o tym wiedziała dawno by ją wyrzucił.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział !}
Pozdrawiam :**
Sama jestem nianią i ten rozdział mnie przeraził..
OdpowiedzUsuńStylistycznie jest super. Czyta się lekko i bardzo wciąga. Pisz częściej:)
Jezu, ona nie powinna się zajmować małym. Przecież może mu zrobić poważniejszą krzywdę. Na szczęście to "tylko" skręcenie i złamanie. A gdyby było gorzej? Ona jest taka nieodpowiedzialna. Lukas powinien ją wyrzucić jak najprędzej.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję,że wyda się w końcu co tak naprawdę się stało i Lukas wywali Adę. Przecież ona nie jest normalna...
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział a także zapraszam do siebie na nowa-osoba-w-rodzinie.blogspot.com
OdpowiedzUsuń