Zmęczony
podróżą wchodzę do mieszkania. Starym zwyczajem rzucam torbę tuż przy drzwiach,
po czym kieruję się do salonu. Na swoim ulubionym krzesełku siedzi Maks i coś
rysuje. Niezauważony spoglądam maluszkowi przez ramię i nie mogę się domyślić,
co jest na owych rysunkach. W każdym bądź razie musiało stać się coś złego,
skoro mały rysuje same wykrzywione i smutne twarze.
- Cześć, synku – zaczynam cicho, aby
go nie wystraszyć – jak się czujesz?
- O, tatuś! – chłopiec rzuca mi się
na szyję – jeszcze troszkę mnie boli…
Uśmiecham
się, z czułością tuląc do siebie trzylatka. Przez te parę dni nieobecności w
domu, bardzo się za nim stęskniłem. Wiem, że małemu również brakowało naszej
wspólnej zabawy, a do tego ten wypadek. W podróży dużo o nim myślałem. Po
jakimś czasie zacząłem gubić się w swoich domysłach. To był rzeczywiście
niezamierzony wypadek, czy może Ada maczała w tym palce? Sam nie wiem…
wolałbym, aby sprawdziła się pierwsza opcja. Mam jakieś dziwne przeczucie, iż
niania nie jest wcale taka dobra, jaką udaje. Coś mi tu nie gra… jednak brak kogoś
innego na jej miejsce skutecznie mnie unieruchamia. Nie mogę zabierać Maksa na
każdy trening. Nie może również zostać sam w domu. A ja? Ja jestem wręcz
bezradny. Gdybym chociaż mógł jej udowodnić, że źle zajmuje się moim synem. Właśnie…
gdybym tylko mógł!
- Czemu jesteś smutny? – z zamyślenia
wyrywa mnie pytanie synka.
- Nie jestem smutny – mówię, siląc
się na uśmiech – tylko zmęczony.
Wydaje
się, że chłopiec w pełni rozumie, co do niego mówię. Nie mogę przecież mu
pokazać, że coś mnie trapi. Maks jest zdecydowanie za mały, aby to wszystko
zrozumieć. Chociaż już rozumie bardzo wiele… Nie chcę jednak teraz o tym
myśleć. Zamiast dalej użalać się nad czymś, czego nie potrafię udowodnić,
sadzam Maksa na sofie. Sam natomiast kieruję się do przedpokoju, gdzie w jednej
z bocznych kieszeni znajduje się obiecana zabawka mojego synka. Czym prędzej
wyjmuję ją, po czym chowam za plecami. W okamgnieniu wracam do pokoju. I co
widzę? Maks jest jakiś dziwnie radosny, a w jego oczkach znajdują się dziwne
iskierki. Zupełnie, jak gdyby ktoś zdążył go rozśmieszyć, nim ponownie stanąłem
w progu salonu.
- Masz coś dla mnie? – pyta zaciekawiony
trzylatek.
- Oczywiście – odpowiadam natychmiast
– przecież ci obiecałem.
- To pokaż! – mały jest dzisiaj
dziwnie niecierpliwy.
Czym
prędzej daję mu uśmiechniętego bydgoskiego królika. Chłopcu nadal świecą się oczy,
a radość, jaką udało mi się sprawić małemu udziela się także mnie. Przez ten
krótki moment jestem naprawdę szczęśliwy i cieszę się, że mam synka. Chociaż jest
coś, co mnie martwi. Odkąd zobaczyłem rysunki mojego synka, nie dają mi
spokoju. Mam dziwne wrażenie, że chłopiec
czegoś się boi.
- Słońce – zwracam się do malca –
kto jest na tych rysunkach?
- To chłopiec, który mi się śnił w
nocy - mówi bardzo wiarygodnie – niania go
nie lubi, więc go bije i zamyka w łazience.
- I ten chłopiec bardzo się boi? –
domyślam się.
- Nawet nie wiesz, jak – mój syn
poważnieje – tutaj – wskazuje na rysunek – niania popchnęła go ze schodów i
zrobił sobie ała…
Coś
mi się tutaj nie podoba. Ciężko będzie wyciągnąć z małego, co tak naprawdę się
dzieje. Chociaż może nie do końca mały coś przeżywa. Może czegoś się boi i stąd
jego straszne sny? A może widział coś, co zapamiętał, dlatego się tak męczy? W każdym
bądź razie zmuszony będę przycisnąć Adę, żeby cokolwiek powiedziała. Ale jak
znam życie, niczego się od niej nie dowiem. Jednego jestem jednak pewien. Muszę
zacząć poszukiwania nowej opiekunki dla syna, bo jak tak dalej pójdzie, to
będzie bardzo źle.
- Maks, czy Ada jest dla ciebie
niemiła albo cię bije? – postanawiam zadać chłopcu to pytanie.
- Nie… - maluszek nie jest pewien
swojej odpowiedzi.
- Na pewno? – staram się jeszcze upewnić.
- Tak – Maks odpowiada bardzo
zdecydowanie – naprawdę, nie martw się, tatusiu.
Skoro
malec nie mówi na Adę złego słowa, to chyba wszystko jest w porządku. Ja jednak
nadal mam wątpliwości co do wspomnianych rysunków, a także do zachowania niani.
No cóż. Będę musiał jakoś inaczej sprawdzić, kto tak naprawdę zajmuje się moim
synem.
###
- Maks! Maks! – wołam, opuszczając
łazienkę.
- Co się stało, tatusiu? – chłopiec pojawia
się w przedpokoju.
- Idziemy dzisiaj odwiedzić mamę –
komunikuję – idź szybko do pokoju, a ja pomogę ci się zaraz ubrać.
W
oczach mojego synka maluje się nie mała radość. Jest ona dokładnie taka sama,
jak tamtego dnia, gdy podarowałem mu maskotkę. Aczkolwiek zupełnie nie dziwi
mnie zachowanie mojego synka. Kocha swoją mamę i to nic dziwnego, że chce
spędzać z nią czas. Jestem do niej co
prawda uprzedzony, ale nie mogę zabronić tego Maksowi. Wolałbym jednak ustrzec
go przed humorkami Kate. Odwiedzi synka kilka razy, a potem wyjedzie, znowu nas
zostawiając. Tak samo, jak zrobiła to zaraz po narodzinach małego.
Nie mija nie wiele ponad 30 minut, a
my już stoimy przed drzwiami jej kawalerki. Pukam szybko, nie mając większej
ochoty na to, by stać na korytarzu. Na całe szczęście moja była dziewczyna nie
wystawiła nas. Już w chwilę później pomagam Maksowi zdjąć kurteczkę i resztę
wierzchniej odzieży, przekazując go jego mamie. Sam również pozbywam się kurtki
oraz butów, dołączając do byłej i syna. Jaki piękny mógłby to być obrazek,
gdybyśmy tworzyli pełną rodzinę. Niestety ja nigdy już do niej nie wrócę, bez
względu na to, czy się zmieni, czy też nie. Sprawa od trzech lat jest
przesądzona. Katherina wybrała prochy, zamiast mnie i swojego synka, więc nie
jestem w stanie dać jej już kolejnej szansy. Zmarnowała ich wiele. Naprawdę
wiele.
- Napijecie się czegoś? – Katherina przerywa
długie milczenie.
- Kakauko, ja chcę kakauko! – Maks
krzyczy z radością.
- A ty? – to pytanie skierowane jest
do mnie.
- Chętnie wypiję herbatę – mówię zdecydowanie
– zmarzłem.
W
chwilę później widzę, jak ruda głowa Katheriny znika w kuchni, w celu
przygotowania ciepłych napojów dla mnie i Maksa. Ja tym czasem z synkiem na
kolanach rozglądam się po pomieszczeniu. Kawalerka, którą zapewne wynajęła,
jest niczego sobie. Całkiem gustownie urządzona i można się tu świetnie
zadomowić. Nie mija kilka minut, a właścicielka jest już z nami w salonie. Uśmiecha
się do Maksa, raz po raz opowiadając mu śmieszne historie.
- chcesz pójść do mamy? – nagle przerywa
opowiadanie następnej „bajki”.
- Tak! Tak! Tak! – maluszek znów
jest ucieszony.
- No to chodź – spojrzeniem prosi
mnie, abym podał jej Maksa.
Szybko
spełniam jej niemą prośbę i po chwili tuli w ramionach owoc naszej miłości. Naszego
Maksa. I znów to wszystko pięknie brzmi… Niestety w rzeczywistości jest inaczej.
Ta podła hipokrytka dba tylko o siebie, o nikogo więcej.
- Lukas, mogę prosić cię na słówko? –
pyta dosyć nagle.
- To coś poważnego? – znów nachodzą
mnie wątpliwości.
- Obawiam się, że tak… - mówi dość
niepewnie.
Nie
oglądając się na mnie, sadza Maksa w fotelu, po czym okrywa go kocem. Podaje mu
jeszcze kubek kakao, które nie jest już wrzące. Włącza mu również ulubione
bajki, by po chwili skierować się ze mną do kuchni. Co ona znowu wymyśliła? Tego
tak naprawdę nie wie nikt…
###
Witam wszystkich w kolejny wakacyjny wieczór!
To ostatni rozdział przed moim wyjazdem na wakacje. Już w czwartek pędzę do Italii, gdzie zupełnie nie będę mieć możliwości wstawiania nowych odcinków. Kochane, mam do Was jedną prośbę. Jeśli nie czytacie już tego opowiadania, proszę, żebyście mnie o tym poinformowały. Przestanę wówczas zaśmiecać Wasze GG powiadomieniami o nowościach, a przy okazji zaoszczędzę czasu na to, by je wysłać.
To tyle ode mnie! Trzymajcie się ciepło i do napisania w sierpniu!
Co ona kombinuje... Coś czuję, że ładnie namiesza w ich życiu... :C Czekam na kolejny!!! ; ****
OdpowiedzUsuńCzemu Maks nie przyznał się do tego co mu Ada robi.. ja ciągle czekam na ten moment, aż Lukas się o tym wszystkim dowie.
OdpowiedzUsuńA co do tej Katheriny .. Urwałaś w takim ciekawym momencie ;d Bardzo jestem ciekawa o co jej chodzi .. Pewnie znowu coś wykombinuje.
Miłego wyjazdu !!!
Do usłyszenia ! :**
Życzę niezapomnianych wakacji :-) Maks zasiał w Lukasie ziarno niepewności. Siatkarz moim zdaniem powinien zacząć jak najszybsze poszukiwania nowej opiekunki i policzyć się z Adą. Jestem ciekawa co takiego wymyśliła Katherine.
OdpowiedzUsuń