-
Maks, musimy się ubierać – mówi tatuś natychmiast po wejściu do pokoiku.
- Ale jak to? – pytam smutno – gdzie
idziemy?
- Ściągnąć gips – słyszę w
odpowiedzi.
- Hurra! – krzyczę, przytulając
tatę.
Jednak
on bardzo szybko odstawia mnie na podłogę. Uśmiecha się jeszcze, po czym
wyjmuje z szufladek kolejne ubrania. Pomaga założyć mi zarówno koszulkę, jak i
resztę rzeczy. Mija zaledwie parę minut, a my już jesteśmy gotowi. Żeby nie
tracić czasu, tata znosi mnie na rączkach do samochodu. Szybko zapina mnie w
moim foteliku, a później jedziemy. Lubię siedzieć z przodu, obok taty. Oglądam
wtedy przez dużą szybę, co się dzieje na drodze. Czasami obserwuję ludzi, jak w
pośpiechu biegną ulicami miasta. Czasami widzę też dzieci, takie jak ja. Idą za
rączkę z rodzicami i grymaszą albo biegną przed siebie. Robi mi się smutno, że
nie mogę tak biegać, jak te dzieciaki. Ale nie mogę, zwyczajnie nie mogę.
Skręcona kostka jeszcze trochę mnie boli, a uwięziona w gipsie rączka nie
będzie od razu taka sprawna, jak wcześniej. Tęsknię za zabawą i bieganiem,
dlatego mam nadzieję, że już niebawem będę bawił się z innymi dziećmi w moim
wieku, bo jak na razie bardzo, ale to bardzo mi się nudzi.
- Jesteśmy już na miejscu – mówi do
mnie tata, po czym pomaga mi wysiąść.
Staram
się iść o własnych siłach, ale kostka ciągle jeszcze boli i przychodzi mi to z
trudem. Na szczęście tata zauważa to, dlatego bierze mnie na rączki. Od razu po
wejściu do dużego budynku kierujemy się w stronę rejestracji. Tam tatuś umawia
nas na wizytę, na którą niestety musimy zaczekać.
Czekamy, czekamy i czekamy… po
korytarzu cały czas chodzą ludzie. Jedni mają w gipsie rękę, inni nogę, dlatego
muszą chodzić o kulach. Jeszcze inni nie mają żadnych złamań, ale muszą się źle
czuć. W każdym bądź razie siedzenie tutaj jest takie nudne! Już wolałbym zostać
w domku i oglądać bajkę albo budować coś z klocków. Jestem bardzo zły, że
jeszcze tutaj siedzimy. Już mam powiedzieć tatusiowi, że chcę wracać, kiedy
przychodzi nasza kolej. Tata znowu bierze mnie na ręce, by jak najszybciej
wejść do gabinetu lekarza.
- Dzień dobry, młody człowieku –
wita mnie ten sam pan doktor, który badał mnie po wypadku – jak się czujesz?
- Już dobrze – odpowiadam lekko
zarumieniony.
- To bardzo dobrze – pan doktor się
do mnie uśmiecha, po czym podchodzi do stolika z narzędziami.
Z
wielu błyszczących przedmiotów pan doktor wybiera coś podobnego do dużych
nożyc. Ostrożnie rozcina gipsowy pancerz, a później zdejmuje go z mojej rączki,
która zdążyła się zrosnąć. Lekarz ogląda ją jeszcze uważnie i bada. Na
szczęście wszystko poszło zgodnie z planem i nie ma żadnych komplikacji.
- Wygląda na to, że wszystko jest w
porządku – pan doktor przerywa ciszę – ale konieczna będzie rehabilitacja.
Tata
kiwa ze zrozumieniem głową. Pewnie nie spodziewał się, że będę musiał ćwiczyć
moją łapkę, ale jako sportowiec wie, że takie zajęcia są konieczne, żeby rączka
znowu „działała” tak, jak wcześniej. Chociaż wolałbym nie chodzić na
rehabilitację, nie protestuję. Wiem, że tatuś nie zgodzi się na jej odwołanie,
a zrobi to tylko dla mojego dobra.
- Natomiast co do kostki – ciągnie
lekarz – wystarczy przez jakiś czas zakładać chłopcu stabilizator.
Tata
znowu przytakuje. Czekamy jeszcze, aż pan doktor wypisze dla mnie recepty i już
możemy wyjść.
- Hurra! – krzyczę, gdy jesteśmy na
korytarzu – wreszcie zdjęli mi gips!
- Też się cieszę – mówi tatuś – co
powiesz na pizzę, bo zgłodniałem…
- Tak, tak, tak! – wykrzykuję
radośnie – kocham cię!
- Ja ciebie też – tata całuje mnie w
czoło, a potem idziemy do naszej ulubionej pizzerii.
###
**
Katherina **
Dzisiejszy ranek jest dla mnie
niesamowitą katorgą. Zapas amfetaminy, który miałam, zdążył się już skończyć, a
to oznacza tylko jedno: paskudny, nieopanowany głód! Ciężko jest mi wstać z
kanapy, w moim niewielkim salonie. Tak samo ciężko jest mi ruszyć którąkolwiek
kończyną. Poza tym czuję, że robi mi się nie dobrze, a do tego pęka mi głowa.
Ratunku!- Krzyczę w myślach. Jak sobie z tym wszystkim poradzę? Zaczynam myśleć
gorączkowo. Zaraz, zaraz… przecież równie dobrze mogę skontaktować się z
Kamilem, a jak znam życie przyniesie mi na kreskę chociaż jedną, maleńką
działkę… Tak nie wiele potrzeba mi do szczęścia… Nie myślę już logicznie. Nie
myślę w ogóle. Zamiast tego, sięgam po leżący gdzieś w pościeli telefon. Bez
wahania wybieram właściwy numer, a potem czekam na połączenie.
- Kamil? – pytam ledwo słyszalnie –
mógłbyś mi podrzucić działkę?
- Kiedy? – dealer jest bardzo
rzeczowy.
- Najlepiej od razu – mówię, rozłączając
się.
Nie mija pół
godziny, a ja już słyszę dzwonek do drzwi. Nie mam siły, aby wstać i otworzyć.
Jednak drzwi nie są zamknięte na klucz, dlatego mój gość sam się domyśla, iż
może wejść. Już parę sekund później widzę w progu salonu znajomą twarz. Kamil
siada w fotelu, natomiast w dłoni trzyma woreczek wypełniony białym proszkiem.
- Kiedy spłacisz dług? – pyta niemal
od razu.
- Jak tylko uda mi się cokolwiek
zarobić – odpieram.
Błagalnym
wzrokiem wpatruję się w woreczek z amfetaminą. To jest to, czego potrzebuję. Ten niepozorny proszek pozwoli mi zapomnieć o
bólu, dzięki temu odzyskam dobre samopoczucie. Jednakże mój stały dostawca nie
zamierza mi dać narkotyku, dopóki nie umówię się z nim na konkretny termin.
Jednak nie wiem, jak potoczy się moja praca. Czy będę miała wystarczająco dużo
klientów, aby oddać dług? Tego niestety też nie wiedziałam. Za to wpadł mi do
głowy pewien pomysł.
- Wiesz, co? – patrzę na niego dosyć
zalotnie – zapłacę ci od razu.
- Co chcesz przez to powiedzieć? –
Kamil jest wyraźnie zdezorientowany.
- Właśnie to – składam na jego
ustach namiętny pocałunek.
Chłopak od razu
zrozumiał, co chcę mu powiedzieć. Od razu podał mi wspomniany towar, dodatkowo
pomógł mi go zaaplikować. Do tego celu przynoszę z sypialni czystą strzykawkę, jak
również pasek, który noszę w spodniach. Już w kilka minut później jest po
wszystkim. Odzyskuję siły, dlatego też bez przeszkód mogę przejść do rzeczy, a
co za tym idzie, od razu spłacić dług wobec niego.
###
- Byłaś świetna – słyszę z ust
dealera komplement.
- To moja praca uśmiecham się
kokieteryjnie.
Kamil już nie
odpowiada. Zamiast tego, zostawia mi dodatkowe dwa woreczki z amfetaminą.
Czego, jak czego, ale dodatkowej porcji prochów się nie spodziewałam. No cóż,
lepiej dla mnie, że nie będę musiała żebrać od dziewczyn w pracy, albo od
Kamila na kreskę. Tak to później jest. Nie zapłacę raz, drugi i kolejny, co
będzie równoznaczne z odcięciem dostawy w momencie, gdy tego potrzebuję. Na to
jednak nie mogę sobie pozwolić. Lecz teraz nie chcę myśleć o tym, w co udało mi
się wyposażyć. Odpycham od siebie nieprzyjemne myśli i kieruję się do sypialni.
Z szafy wyjmuję kolejne z najbardziej wyzywających ubrań, jakie udało mi się
kupić. Makijaż, który robię jest równie wyzywający jak strój.
- No i tak jest ok – mówię sama do
siebie, wkładając do torebki jeszcze strzykawkę i igłę.
W chwilę później
schodzę przed blok, gdzie na parkingu stoi mój samochód. Sadowię się za
kierownicą, by w kolejnych sekundach odpalić silnik. No cóż… wieczór w pracy
czas zacząć!
###
Mam nadzieję, że wybaczycie mi to opóźnienie spowodowane
brakiem weny twórczej.. Rozdział z dedykacją dla
Caroline w podziękowaniu za 300 komentarz :)
No cóż, jak zwykle życzę miłej lektury i do napisania niebawem!:)
Bierze się, że Maksowi już zdjęli gips. W końcu będzie mógł się bawić jak każde inne dziecko. :)
OdpowiedzUsuńKatherina się nie patyczkuje xD a co! Czekam na kolejny :)
No, dobrze że mały zdrowieje :3 Już za dużo wycierpiał :C i dobrze, że Ada choruje! Odpocznie dzieciaczek ; ) A Katherina... Co za matka..
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny! ; ***
Cieszę się,że z Maksem już wszystko dobrze:) Co do Katheriny to widać,że nic a nic się nie zmieniła. Jeśli będzie tak dalej to myślę,że powinna zapomnieć o kontaktowaniu się z Maksem.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Maksowi już zdjęli gips. ;) Katherina ... jak ona mnie denerwuje.. Czekam na kolejny. ;)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę,że mały zdrowieje.
OdpowiedzUsuńCo do Katheriny to po prostu wciągnęła się znowu w te narkotyki i nic więcej ją nie interesuje... jednak mimo wszystko chciałabym aby jej ktoś pomógł z tym nałogiem,bo inaczej zle skończy.
Czekam na następny rozdział ;*
Ta kobieta z rozdziału na rozdział przeraża mnie coraz bardziej. To wizja tylko pokazuje, jak bardzo człowiek może być zależny od narkotyków, jak mocno potrafią go zniszczyć i zabrać wszystko to co najcenniejsze. Oddawanie swego ciała za amfetaminę - dla mnie tragedia, choć wiem, że wielu narkomanów robi tak jak Katherina, kiedy już nie ma czymś zapłacić za używki.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Maks zdrowieje i żaden gips nie będzie mu przeszkadzał w zabawach. A tym bardziej cieszę się, że Ady nadal nie ma, i oby jej już nie było. :)
Pozdrawiam :*