Kiedy Maks bawi się w
salonie, ja postanawiam pójść przygotować się do treningu. Spokojnie wkładam do
torby kolejne rzeczy, jak również uzupełniam kosmetyczkę przede wszystkim żelem
pod prysznic i kremem, po czym umieszczam na swoim miejscu. W chwilę później
przysiadam na łóżku, aby zastanowić się, czy na pewno wszystko mam. Sprawdzam
jeszcze raz zawartość mojej torby, po czym zasuwam zamek. Zostawiam ją u stóp
mojego łóżka i idę do syna. Przez chwilę stoję w progu, przyglądając się
malcowi, który szybko mnie zauważa. Przybiega do mnie, po czym przytula się do
moich łydek.
- Tata! – krzyczy rozweselony – strasznie tęskniłem za
tobą, jak cię nie było!
- Ja za tobą też – odpieram, biorąc go na ręce – mam dla
ciebie niespodziankę.
- Jaką?! – z krtani malucha niemal od razu wydobywa się
krzyk.
- Dowiesz się na miejscu – odrzekam tajemniczo.
- Nie bądź żyła – Maks robi groźną minę – powiedz!
Kiedy patrzę na
chłopca, nie potrafię się nie uśmiechnąć. Jego mina, chociaż w jego mniemaniu
groźna, dla mnie jest zabawna. Chichoczę bezgłośnie, aby nie urazić małego. Po
chwili jego spojrzenie z groźnego zmienia się w błagalne. Ten widok rozczula
mnie do tego stopnia, iż postanawiam mu powiedzieć.
- Zabieram cię dzisiaj na trening – oznajmiam z
uśmiechem.
- Naprawdę?! – malec nie może uwierzyć.
- Tak – potwierdzam, odstawiając go na podłogę.
Kiedy stopy malca
stykają się z podłożem, chłopiec zaczyna skakać. Biega radośnie po całym
mieszkaniu, ciesząc się ze wspólnego wyjścia. Jednakże jego radość jest dosyć
krótka. Po upływie kilku minut Maks uspokaja się i idzie do swojego pokoju. Od
razu zaczyna przygotowywać do wyjścia swojego misia. Zakłada mu czapkę i bluzę,
bo twierdzi, że jego miś zmarznie. Kiedyś próbowałem tłumaczyć mu, że maskotki
nie czują, lecz mały do dzisiaj nie pozwala mi się przekonać, iż jest tak
naprawdę. To dlatego uśmiecham się i podchodzę do niewielkiej komody z
ubrankami syna. Wyjmuję mu czystą koszulkę, bluzę oraz spodnie., by w chwilę
później pomóc je włożyć Maksowi. Chłopczyk bez przeszkód pozwala mi się ubrać.
Gdy jest już całkiem gotowy, samodzielnie wkłada buciki i, biorąc ze sobą
Huberta, kieruje swoje kroki do przedpokoju. Cierpliwie czeka na mnie obok
dużej szafy. Dlatego też w okamgnieniu przynoszę sobie torbę, którą kładę tuż
obok drzwi wyjściowych. W chwilę po tym zakładam małemu ciepłą kurtkę i czapkę.
Malec niechętnie wkłada nakrycie na głowę. Jednak wie, że taka pogoda jak teraz
to nie są żarty i może się ciężko rozchorować. Maks boi się bólu kości i
gardła, dlatego też posłusznie wykonuje moje polecenie i nie zdejmuje czapki.
- Tata, kiedy wychodzimy? – pyta wyraźnie znudzony
czekaniem.
- Za minutę – odpieram, narzucając na siebie jedynie
bluzę.
- Na pewno? – wygląda na to, że mały już nie może się
doczekać.
- Na pewno – potwierdzam.
Nie chcąc, aby chłopiec
zagrzał się przed wyjściem szybko łapię z wieszaka swoją kurtkę, którą
przewieszam przez torbę. W chwilę później pozwalam synkowi wyjść na korytarz, a
sam zamykam drzwi naszego lokum. Kiedy jestem pewien, że nie ominąłem żadnego
zamka, chowam klucze do torby. Łapię synka za rękę i wspólnie schodzimy do
samochodu.
- A na hali będzie ten wredny wielkolud, który mi
dokucza? – mały przerywa panującą w samochodzie ciszę.
- Muszę cię zmartwić – odpowiadam mu dość smutno –
niestety się pojawi.
- Ale ja się go boję – w oczach chłopca pojawiają się
łzy.
- Nie ma czego -
mówię, chociaż sam w to nie wierzę – ja z nim porozmawiam.
- I nie będzie mi dokuczał? – Maks pyta z nadzieją.
- Nie będzie – odpieram, po czym ruszamy w stronę
olsztyńskiej Uranii.
###
Mija zaledwie kilka minut, a ja i
tatuś już jesteśmy na hali. Tata parkuje samochód, po czym pomaga mi wysiąść. Sam
wyjmuje z bagażnika swoją torbę i łapie mnie za rękę. Razem idziemy w stronę wejścia
dla zawodników. I nagle przypominam sobie o tym wrednym wielkoludzie, który
wcześniej mi dokuczał. Czuję strach, który z każdą chwilą podchodzi do mnie
coraz bliżej. Zaczynam zaciskać swoje oczka, żeby tata nie widział łez, ale to
na nic. Ja i tak się go boję. Czuję, że tatuś mocniej ściska moją małą rączkę,
co dodaje mi otuchy. Strach jest trochę mniejszy. Na szczęście razem udaje nam
się go odgonić. Nie zdążam nawet się obejrzeć, jak stoimy przed drzwiami
szatni. Tata po raz kolejny się do mnie uśmiecha, po czym wchodzimy do środka. Są
już wszyscy. Nawet ten głupek, którego nie lubię. Jednak dzisiaj zachowuje się
jakoś inaczej. Stoi przodem do ściany i nawet nie zauważa, że tu jestem. Uff! To
bardzo dobrze. Wygląda na to, że dziś nie będzie mi dokuczał. Ta myśl powoduje,
że przestaję się bać, a na mojej buźce znowu pojawia się uśmiech.
- Maks! – słyszę za sobą głos wujka
Piotrka – miło cię widzieć!
- Ciebie też – uśmiechnięty przytulam
się do wielkiej Gruszki.
- Cieszysz się, że tata zabrał cię
na trening? – pyta rozbawiony?
- Bardzo! – nie mogę powstrzymać tej
radości.
- Ja też się cieszę! – wujek czochra
mnie po włosach.
Po
chwili mój tata jest już gotowy. Pokazuje mi, żebym swoją kurtkę i czapkę
położył w jego szafce, co też chętnie robię. Zabieram ze sobą tylko Huberta, po
czym idziemy na halę. Tata pokazuje mi, gdzie mogę usiąść. Wdrapuję się więc na
krzesełko obok pana trenera i cierpliwie obserwuję pracę taty, który przygotowuje
się do ważnego meczu.
- Jak ci się podoba trening taty? –
pyta szef zespołu.
- Bardzo – uśmiecham się wesoło do
pana trenera.
- To się cieszę – mówi do mnie z
uśmiechem – a chciałbyś zostać siatkarzem?
- Tak! – krzyczę – będę siatkarzem
jak tata!
Widzę,
że zajęcia właśnie dobiegły końca. Większość zawodników rozciąga się, żeby nie
mieć zakwasów na mięśniach, jak powiedział mi kiedyś tatuś. On również
rozgrzewa się z wujkiem, dlatego podbiegam do nich i zajmuję sobie miejsce w
środku.
###
Dzisiejszy trening jest jednym z najprzyjemniejszych,
jakie odbyły się podczas mojego pobytu w Olsztynie. To dzięki Maksowi, który
siedzi obok trenera i żywo o czymś konwersuje. Wygląda to nieco zabawnie, lecz
postanawiam nie przerywać małemu. Lecz kiedy Maks dostrzega, że udajemy się na
rozgrzewkę, kończącą zajęcia, przybiega do mnie. Siada między mną a Piotrkiem,
po czym zaczyna powtarzać po nas niektóre ćwiczenia.
- Jak ci się podobało, mały? – pyta mój klubowy kolega.
-Bardzo! – chłopiec krzyczy wręcz w swojej euforii – chcę
zostać prawdziwym siatkarzem!
Na ostatnie słowa
mojego syna oboje z Piotrkiem parskamy śmiechem. Także Maks śmieje się z tego,
co przed chwilą powiedział. Jest niesamowicie zadowolony, że go tutaj zabrałem i od razu wróciła mu radość
życia, której ostatnio mu brakowało. No cóż, muszę zabierać go tutaj
zdecydowanie częściej!
###
Z okazji nadchodzących świąt Wielkiej Nocy chciałabym życzyć Wam wszystkiego najlepszego. Dużo zdrowia, szczęścia, pomyślności oraz sukcesów w życiu i samych szczęśliwych chwil. Natomiast autorkom życzę dużo weny, pomysłów i chęci do pisania. Jeszcze raz WESOŁEGO JAJKA!